Jak zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung": "W niemieckim podejściu do islamu nastąpił obiecujący zwrot. (...) Wygląda na to, że albo islamskie stowarzyszenia religijne i kulturalne gotowe są uznać niemieckie prawo wyznaniowe (...) albo pozostaną wobec niego niechętne, ale ustąpią miejsca przy stole obrad nowym partnerom do rozmów". Podobnie widzi to "Koelner Stadt-Anzeiger": "To, że Horst Seehofer przyjął za cel działań 'Islam w Niemczech, pochodzący z nich i działający dla Niemiec', stanowi obiecującą wypowiedź zapowiadającą nowy początek. Można ją uznać za wycofanie się przez szefa MSW z jego wcześniejszego stanowiska, kiedy skandował, że islam nie jest częścią niemieckiej kultury i życia społecznego. Pomysł kształcenia imamów w Niemczech nie jest niczym nowym, ale do tej pory był on stale rozwadniany i odkładany na później. Aby to się zmieniło, należy jeszcze wyjaśnić sprawę, w jaki sposób mieliby być oni wynagradzani. Jednym z rozwiązań mogłyby być składki opłacane przez muzułmanów udających się do meczetów. Natomiast nałożenie na nie bezpośredniego podatku wydaje się rozwiązaniem najgorszym z możliwych". Zdaniem "Badische Zeitung" z Fryburga: "Seehofer demonstruje, że zależy mu na udanych stosunkach z wszystkimi obywatelami wyznającymi islam. Nie ma przy tym cienia wątpliwości, że w takim razie należy ułożyć je także z silnym, chociaż w większości luźno zorganizowanym laikatem muzułmańskim, przy jednoczesnym ograniczeniu wpływów z zagranicy wywieranych na społeczność muzułmańską w Niemczech. Pierwszym krokiem w tym kierunku powinno być uwolnienie jej od uzależnienia od sponsorów z zagranicy. Tylko co będzie, kiedy ci stracą zainteresowanie finansowaniem swoich współbraci w Niemczech? Wtedy z pomocą musiałoby przyjść im państwo, uchwalając odpowiednie przepisy". Myśl tę rozwija "Die Welt": "Nie można dłużej tolerować sytuacji, w której większość meczetów i imamów w Niemczech finansowana jest z zagranicy. Popatrzmy na Austrię, której rząd pod przewodnictwem kanclerza Wernera Faymanna z SPÖ uchwalił w 2015 roku ustawę w sprawie islamu, która jako warunek uznania społeczności muzułmańskiej w tym kraju nakazywała jej zajęcie pozytywnej postawy wobec austriackiego państwa i społeczeństwa. Ustawa ta stanowiła ponadto, że środki przeznaczone na codzienne zaspokajanie potrzeb religijnych osiadłych w Austrii muzułmanów muszą pochodzić z kraju, a nie z zagranicy. Tymczasem większość naszych imamów finansowanych jest przez Turecko-Islamską Unię Instytucji Religijnych (DITIB), a jej funkcjonariusze działają na zlecenie rządu w Ankarze, a nie w Berlinie". Krytyczną postawę wobec obrad Niemieckiej Konferencji Islamskiej zajmuje "Stuttgarter Zeitung": "Żałosna dyskusja o tym, czy islam jest częścią Niemiec i ich życia codziennego prowadzi donikąd. Wszystkie komunały wypowiadane na ten temat są mętne i odległe od realiów codziennego życia, niezależnie od tego, czy ich autorom przyświecały jakieś szlachetne cele, czy też nie. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Nasza historia i kultura nie ukształtowała się pod wpływem islamu, a takie wartości jak tolerancja, równouprawnienie, wolności obywatelskie i trójpodział władzy nie są przecież wynalazkiem tej religii. Z drugiej strony islam jest u nas wszechobecny i trzeba to przyjąć do wiadomości".