Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) uzyskała w nich zaledwie 20,8 proc. głosów, tracąc jeszcze wobec swego najgorszego wyniku sprzed pięciu lat (21,5 proc.); wówczas wyborcy, rozczarowani rządami b. kanclerza Gerharda Schroedera pokazali SPD żółtą kartkę. Wybory do PE w Niemczech wygrały chadeckie partie CDU i bawarska CSU, tracąc jednak w porównaniu do 2004 r. ponad 6 punktów procentowych. "Wyniki SPD są zbyt niskie, by żyć i zbyt wysokie, by umrzeć" - pisze dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Gazeta określa partię "kozłem ofiarnym Niemiec", którą wyborcy wciąż karzą za Agendę 2010, program liberalnych reform wprowadzonych przez rząd Schroedera, w tym niskie zasiłki dla bezrobotnych tzw. Hartz IV. "Ta zła sława jeszcze się wzmocniła" - ocenia "SZ". Jak dodaje, nadzieje, jakie szef partii Franz Muentefering i kandydat na kanclerza Frank-Walter Steinmeier wiążą z wyborami do Bundestagu "mają jedynie siłę iluzji". "CDU długo korzystała na słabości SPD i z niej czerpała swoją siłę; to była pożyczona siła. Upadek SPD pozwalał partii Merkel prezentować się lepiej, niż wygląda ona w rzeczywiści. Ten czas jednak się kończy, bo końca dobiega upadek SPD (...) CDU znów potrzebuje podpory, która osadzona byłaby w niej samej" - ocenia "SZ". Także dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że ani Steinmeier ani Muentefering nie zdołali odzyskać zaufania dla partii, utraconego w czasie rządów Gerharda Schroedera. "Nie mogą odetchnąć świeżym powietrzem przed wyborami do Bundestagu 27 września" - ocenia gazeta. Dodaje, że również partia Angeli Merkel osiągnęła najgorszy w historii wynik w wyborach europejskich. Dziennik zauważa, że w czasie kryzysu gospodarczego niemieccy wyborcy nie zwrócili się w stronę radykalnej prawicy bądź lewicy. Postawili oni na sprawdzone partie i programy - ocenia "FAZ". Komentując niską frekwencję wyborczą (43,3 proc.) dziennik pisze, że wynik ten jest daleki "od proeuropejskich nastrojów lat 80. i 90.". Dziennik "Financial Times Deutschland" ocenia, że zły wynik socjaldemokratów to przede wszystkim "porażka Steinmeiera", który był twarzą kampanii wyborczej. "Oczywiście do wyborów parlamentarnych pozostało jeszcze zbyt dużo czasu, by na podstawie tego wyniku - osłabionego dodatkowo niską frekwencją wyborczą - można było wyciągać proste wnioski dotyczące walki o urząd kanclerza. Nie można jednak nie doceniać jego psychologicznego oddziaływania na gorącą fazę kampanii wyborczej" - ocenia "FTD".