A jeśli wygra te wybory, jako prezydent pozostanie na czele partii - dowiedział się "Newsweek". Chodzi o to, aby przed wyborami parlamentarnymi 2011 nie doszło w PO do bratobójczej walki o sukcesję. Bo w razie prezydenckiego zwycięstwa Tuska, do obsadzenia pozostaną dwa fotele ? premiera i szefa PO. Żelaznym kandydatem do schedy po Tusku jest wicepremier Schetyna, ale ambitnych polityków w Platformie jest wielu. Choćby Bronisław Komorowski czy Janusz Palikot, który widzi się w fotelu szefa partii. Na razie co prawda po serii ekscesów został przez liderów PO ukarany towarzyską banicją i nakazem milczenia w mediach, jednak ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. Gdyby Tusk pozostał jako prezydent na czele partii, do obsadzenia byłaby tylko funkcja premiera. A tę w ostateczności można powierzyć bezpartyjnemu technokracie, takiemu jak minister finansów Jacek Rostowski. Z kolei ewentualne łączenie urzędu prezydenta z funkcją szefa partii jest wątpliwe konstytucyjnie, choć wprost w ustawie zasadniczej zakazane jest tylko łączenie prezydentury z inną funkcją publiczną. Stąd Tusk prezydentem i szefem Platformy byłby krótko, do wyborów 2011 roku.