- Bardzo szybko, odpowiada R. - To nie było tak, że czekałem, aż zmieni się klimat polityczny i można będzie bombardować CBA. Ja każdemu o tym w twarz krzyczałem, co się dzieje, a mój pierwszy adwokat zawiadomił o przestępstwie. Na uwagę "Wyborczej", że prokuratura uważa go za niewiarygodnego, R. mówi, że prokuratorów było dwóch - najpierw Piotr Woźniak, potem Arkadiusz Dura. - Zaraz na początku zauważyłem, że nie wszystko, co mówię, jest protokołowane. Zażądałem rejestracji audiowizualnej. Prokurator najpierw stukał szufladami, potem już mnie więcej nie wzywał. Ja nie daję wiary prokuraturze, bo nie chciała pokazać całej prawdy. Pytany co chce udowodnić, odpowiada, że to iż celem operacji CBA nie było łapanie łapówkarzy, celem nie był Piotr Ryba, tylko Andrzej Lepper. - A gdyby mnie złamali, to dziś Jarosław Kaczyński nadal byłby premierem ze zwasalizowaną Samoobroną i partią przewodnią PiS, twierdzi R. w czwartkowej "Gazecie Wyborczej".