- Granice Polski, Litwy i Łotwy stały się celem hybrydowego ataku przeprowadzonego przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Białoruś od kilku miesięcy testowała bezpieczeństwo granicy z Litwą, przenosząc tam imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu. Z czasem Łukaszenka zdecydował się zastosować tę samą metodę przemytniczo-dywersyjną w stosunku do Polski i Łotwy, a kryzys afgański wykorzystał jako narzędzie do dalszego zaostrzenia sytuacji. Ale musimy powiedzieć jasno: ewakuacja Kabulu nie ma nic wspólnego ze zorganizowaną kampanią przerzutu imigrantów z Bagdadu. Łukaszenka i jego służby korzystają z usług migrantów gotowych zapłacić oszczędności życia, aby dostać się do Europy Zachodniej. Jakże zwodnicza, nieludzka i niezwykle niebezpieczna jest ta prowokacja - powiedział szef polskiego rządu w pierwszym w bieżącej kadencji wywiadzie dla estońskich mediów. - Mińsk i Moskwa mają długofalowy cel destabilizacji sytuacji w Europie. Skutecznie temu przeciwdziałamy. Musimy pamiętać, że ten atak jest wymierzony nie tylko w nasze kraje, ale także w społeczność euroatlantycką. To, co dzieje się dziś na wschodnich granicach UE i NATO, jutro lub pojutrze może bezpośrednio dotknąć obywateli Niemiec czy Portugalii w postaci fali nielegalnej migracji. Dlatego zabezpieczenie i uszczelnienie naszej granicy z Białorusią jest priorytetem z punktu widzenia zarówno Polski, jak i Europy - ocenił. Zaapelował też o nielekceważenie aktualnych warunków w regionie. - Za kilka dni rozpoczną się ćwiczenia wojskowe Zapad-21. Za naszą granicą armie: rosyjska i białoruska w pełnej gotowości bojowej będą prowadzić różne scenariusze wojny na różnych frontach. Moją intencją nie jest szerzenie strachu, ale maksymalizacja bezpieczeństwa Polski i NATO. Dlatego (podobnie jak Litwa i Łotwa) wprowadziliśmy stan wyjątkowy w niektórych miejscowościach przygranicznych. W ten sposób zmniejszymy ryzyko prowokacji, które byłyby wymówką dla obcych wojsk do eskalacji sytuacji - powiedział szef polskiego rządu. Wyraził też zadowolenie, że Unia Europejska nie ma dziś problemów z rozszyfrowaniem polityki Łukaszenki. - Razem z Komisją Europejską mówimy jednym, mocnym głosem: ten rodzaj białoruskiej agresji nie może otworzyć naszych granic i wywołać nowego kryzysu. Widać, że Unia tym razem znacznie bardziej realistycznie ocenia zagrożenie, jakie stwarza masowa, niekontrolowana migracja. Cieszę się, że Polska, Estonia i inne kraje bałtyckie zareagowały na ten kryzys w sposób jednolity i skoordynowany - zaznaczył. Szef rządu RP podkreślił, że Polska nie jest obojętna na los pokrzywdzonych, którzy znaleźli się na granicy. - Nawet konieczność obrony naszych interesów nie zmrozi naszych serc. Dlatego wysłaliśmy konwój z pomocą humanitarną, ale strona białoruska odmówiła wpuszczenia go na Białoruś. To tylko kolejny dowód na prawdziwe intencje Mińska - podkreślił. "Dziś z ulgą mówimy: 'mission completed'" Premier przypomniał jednocześnie, że Polska sprawnie ewakuowała obywateli Afganistanu, którzy współpracowali z polskimi żołnierzami i dyplomatami. - To dowód na to, że Polska nigdy nie opuszcza sojuszników. Pacta sunt servanda, dotrzymujemy umów, także niepisanych, opartych na zasadach solidarności i przyjaźni. Priorytetem było bezpieczeństwo zarówno ewakuowanych, jak i tych, którzy ich ewakuowali. Dziś z ulgą mówimy: 'mission completed' - oznajmił premier Morawiecki. Jego zdaniem decyzja o opuszczeniu Afganistanu i ewakuacja ostatniego amerykańskiego żołnierza nie kończy kryzysu wywołanego przez talibów - w Afganistanie wciąż nie ma rządu, część terytorium pozostaje pod kontrolą antytalibskich mudżahedinów, a wielu Afgańczyków znalazło się poza swoją ojczyzną. - Ich los, także w Polsce, będzie zależał od ich osobistych decyzji. Jeśli zechcą zostać w naszym kraju, damy im taką możliwość. Martwi mnie przede wszystkim sytuacja Afganistanu w kontekście polityki globalnej. W regionie może powstać próżnia bezpieczeństwa w związku z wycofaniem wojsk amerykańskich. Z pewnością znajdzie się wystarczająca liczba chętnych, by ją wypełnić. Zachód nie może biernie patrzeć, jak inni wykorzystują kryzys w Afganistanie, by zbudować tam przyczółek do ekspansji - ostrzegł szef polskiego rządu. Morawiecki o reformie sprawiedliwości Premier pytany o reformę systemu wymiaru sprawiedliwości w Polsce poinformował, że obecnie toczą się w tej sprawie rozmowy z UE. - Tłumaczymy Brukseli, dlaczego polski system sądowniczy potrzebuje reformy. Reformy, która w żaden sposób nie wpływa na niezawisłość sędziów. To trudna debata, ponieważ nie ma prostego przełożenia rozwiązań prawnych z zakresu władzy sądowniczej stosowanych w Polsce na rozwiązania stosowane w Niemczech, Francji czy Hiszpanii. Chcemy zwrócić uwagę UE, że nasze systemy prawne opierają się na różnych tradycjach, ale są to te same tradycje w zakresie poszanowania niezawisłości sędziowskiej. Nasi zachodni partnerzy nie zawsze pamiętają o udziale sądownictwa w systemie komunistycznym - jest to problem, który po 1989 roku nie został w Polsce właściwie uregulowany. Nie chcemy odbierać sędziom niezależności. Ale nie możemy pozwolić, aby ci, którzy mają stać na straży prawa, sami byli wolni od odpowiedzialności. W Polsce niestety wciąż mamy okropne tempo rozpatrywania spraw sądowych, ale też niskie zaufanie społeczne do sądownictwa. Odpowiedzialność karna i dyscyplinarna sędziów jest ważnym elementem zmian prowadzących do poprawy tej złej sytuacji - przekonywał, dodając, że zawieszenie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nie jest krokiem wstecz na drodze reform. - Jest to raczej dobry moment, aby zastanowić się, co lepiej zrobić, aby je przyspieszyć. Chcemy, aby wszyscy byli równi w oczach prawa w Polsce. Bez względu na status społeczny, wykształcenie czy stanowisko zawodowe - oświadczył. "Temat 'polexitu' w Polsce nie istnieje" Morawiecki dopytywany, czy w związku ze sporem z UE w kampanii wyborczej w 2023 roku pojawi się temat "polexitu", odparł: - Chciałbym stanowczo i jednoznacznie stwierdzić, że temat "polexitu" w Polsce nie istnieje. To wymysł opozycji, która tym terminem straszy opinię publiczną. O naszym członkostwie w UE, o naszej przynależności do rodziny europejskiej zadecydowało referendum akcesyjne. Polacy popierają integrację europejską i cieszą się z jej wielu pozytywnych efektów, ale to nie znaczy, że nie oceniają UE. Nie jest tak, że w ocenie UE musi dominować albo bezrefleksyjny euroentuzjazm, albo skrajny eurosceptycyzm. Rzeczywistość UE nie jest czarno-biała. Dlatego relacje wewnątrz Wspólnoty nie mogą być paternalistyczne i ściśle hierarchiczne. Europy równych państw, wolnych narodów, podmiotów szanujących ich suwerenność - tego chce polski rząd i zdecydowana większość Polaków. Tylko w ten sposób możemy redukować napięcia i szukać harmonijnej współpracy. Prawo medialne. "Uszczelniamy przepisy" Odnosząc się do nowelizacji prawa medialnego, premier stwierdził, że polega ona na "uszczelnieniu przepisów". - Chodzi o to, by firmy spoza UE nie kupowały dowolnie mediów, aby rynek mediów nie stał się eldorado dla kapitału z różnych części świata. Kapitału, którego źródła są słabo zidentyfikowane i mogą pochodzić np. z przestępczości gospodarczej. Pluralizm mediów jest szczególnym dobrem, które należy chronić m.in. w zakresie struktury własności mediów. W przeciwnym razie media pozostałyby wyłącznie w rękach monopolistów, z którymi konkurenci nie mieliby najmniejszych szans. A my w Polsce chcemy, aby rynek mediów był otwarty, konkurencyjny i pluralistyczny. Powinno być w nim miejsce dla różnych stron: od prawej, przez środek, po lewą. Nie ma mowy o pozbawieniu kogokolwiek licencji z powodu odmiennych poglądów - zapewnił Morawiecki. - Nasze podejście wywodzi się również bezpośrednio z przepisów europejskich. Regulacja rynku mediów, przepisy antykoncentracyjne i antymonopolowe nie są niczym niezwykłym. Przyjrzyjmy się przepisom tego rodzaju w Austrii lub Niemczech. Tam również ograniczana jest nadmierna koncentracja własności, zwłaszcza jeśli dotyczy podmiotów zagranicznych. Nawiasem mówiąc, dotyczy to rynków medialnych w każdym kraju UE. Postawmy sprawę jasno: to jest europejski standard. Dlatego nie mogę się zgodzić, że jest to ustawa wymierzona w jedną opozycyjną stację telewizyjną w Polsce - zadeklarował. "Polskę i USA łączą więc nie tylko doraźne interesy" Szef rządu poproszony o ocenę relacji Polski z USA po objęciu władzy w Waszyngtonie przez Joe Bidena, premier Morawiecki przypomniał, że Polska jest jednym z najbardziej wiarygodnych i lojalnych sojuszników Stanów Zjednoczonych w Europie. - Stosunki polsko-amerykańskie wywodzą się przede wszystkim ze wspólnych interesów. Bazy wojskowe, modernizacja armii, kontrakty na dostawy LNG, wzajemne inwestycje, powiązania handlowe i współpraca naukowa - to prawdziwa mapa naszych relacji. Na tej mapie zdecydowana większość punktów jest styczna. Dzięki nim jestem spokojny o przyszłość polsko-amerykańskiego partnerstwa. Weźmy na przykład skalę współpracy inwestycyjnej. Firmy ze Stanów Zjednoczonych są drugim największym inwestorem zagranicznym nad Wisłą, a ich wkład w polską gospodarkę stanowi 11 proc. wartości wszystkich inwestycji zagranicznych. W Polsce działa ponad 1500 firm z kapitałem amerykańskim, które zatrudniają około 267 tys. pracowników - wyliczył. - Nie chcę przez to powiedzieć, że wartości są nieistotne w polityce międzynarodowej. Należymy do świata zachodniego, cywilizacji opartej na pewnych zasadach i wartościach. Razem, ramię w ramię, staliśmy w obronie tych zasad, zawsze będąc po tej samej stronie. Polskę i USA łączą więc nie tylko doraźne interesy, ale ponadczasowa wspólnota wartości. Takie więzi nie zostają zerwane, nawet jeśli po drodze pojawią się różnice w bieżącej polityce - ocenił Morawiecki. Jednocześnie stwierdził, że porozumienie amerykańsko-niemieckie w sprawie gazociągu Nord Stream 2 to duży błąd. "Zakulisowe kontakty z Kremlem zawsze źle się kończą" - Przecież od lat budujemy unię energetyczną, zainwestowaliśmy w dywersyfikację źródeł dostaw energii, wprowadziliśmy III Pakiet Energetyczny liberalizujący rynek energii. Kraje takie jak Polska, Litwa i Chorwacja zbudowały infrastrukturę do importu LNG. Kontynuujemy budowę interkonektorów. Dzięki temu uwolniliśmy się od rosyjskiego szantażu energetycznego. Ale sąsiad Polski, Ukraina, jest w innej sytuacji. O jej pozycji, nie tylko energetycznej, ale także geopolitycznej, decyduje tranzyt gazu do Europy Zachodniej. Zgadzając się na NS2, Niemcy i USA pozbawiają ją ważnego źródła dochodów i narażają na destabilizację. Rosjanie otrzymują w ten sposób dodatkowe narzędzie nacisku na Ukrainę. Umowa między Waszyngtonem a Berlinem nie gwarantuje, że Kreml nie zakręci kurka gazowego, kiedy będzie miał ochotę - przestrzegł. Szef rządu zaapelował też do Zachodu, by oparł się pokusie uprawiania polityki "business as usual". - Zakulisowe kontakty z Kremlem zawsze źle się kończą dla naszej części Europy. Dlatego Polska zrobi wszystko, aby nie dopuścić do powtórki schematu prowadzenia polityki nad naszymi głowami. W Europie nie ma miejsca na demonstracje władzy, na wąski klub najsilniejszych, którzy będą decydować za nas o tym, co bezpośrednio nas dotyczy - zadeklarował premier Polski.