Antoni Macierewicz pytany o ostatnią prowokację Moskwy z udziałem bombowców stwierdza, że mieliśmy do czynienia z działaniami bardzo agresywnymi, ale zaznacza, że nie są one dla niego zaskoczeniem. "To jest rutynowy sposób działania Federacji Rosyjskiej, gdy zbliżamy się do rozstrzygnięć. Tym razem chodzi o stabilizację sytuacji w naszym regionie poprzez zwiększenie bezpieczeństwa wschodniej flanki sojuszu. Rosja chce wymusić przyjęcie jej punktu widzenia. Chce narzucić swój dyktat" - argumentuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef MON. W ocenie Macierewicza Rosja prowokując, chce pokazać, że to ona jest gospodarzem na Bałtyku. Szef MON zaznacza, że Polska traktuje to zachowanie bardzo poważnie. "Zwłaszcza jeśli popatrzy się na siły, jakie Rosja zgromadziła w obwodzie królewieckim, a także w innych punktach wzdłuż swojej zachodniej granicy. To są obecnie ofensywne siły wielokrotnie przewyższające możliwości NATO w tym regionie. Potwierdzają one, że proces agresji ze strony Rosji wciąż postępuje, a więc zagrożenie jest naprawdę poważne" - argumentuje szef resortu obrony. Jednocześnie ostrzega, że w świetle tego, co robi Moskwa, nie wolno bagatelizować sygnałów i trzeba możliwie jak najszybciej podjąć odpowiednie działania. "Zachód, w tym rząd Tuska, powtarzał wówczas, że wszystko jest OK i przez najbliższe 20 lat nie będzie wojny w Europie. Łudzono siebie i nas obietnicami, że Rosja będzie członkiem NATO. Nazywano nas oszołomami, gdy przestrzegaliśmy przed tym, że Rosja szykuje się do wojny i do zniszczenia ładu europejskiego. A potem, gdy przyszła agresja na Ukrainę i okupacja terytorium niepodległego państwa europejskiego, dziwiono się, że do tego doszło, i trąbiono wszem i wobec, że przecież nikt tego nie mógł przewidzieć. A było przeciwnie, przewidywaliśmy i przestrzegaliśmy" - wylicza w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Szef MON dopytywany, czy NATO przyszłoby z pomocą Polsce, stwierdza, że obecnie nie ma żadnych podstaw, by kwestionować wiarygodność art. 5, a w rosyjskim interesie jest sianie wątpliwości w tej sprawie i destrukcja psychologiczna. Więcej we wtorkowej "Rzeczpospolitej".