Przepisy dotyczące umieszczania i usuwania plakatów i haseł wyborczych reguluje art. 110 Kodeksu wyborczego. Czytamy w nim m.in. "Plakaty i hasła wyborcze oraz urządzenia ogłoszeniowe ustawione w celu prowadzenia agitacji wyborczej pełnomocnicy wyborczy obowiązani są usunąć w terminie 30 dni po dniu wyborów." Jeżeli tego nie zrobią, wójt, burmistrz lub prezydent miasta podejmuje decyzję o "usunięciu plakatów i haseł wyborczych oraz urządzeń ogłoszeniowych nieusuniętych przez obowiązanych do tego pełnomocników wyborczych" i obciąża ich kosztami wykonanych prac. Dzisiejsza "Rzeczpospolita" podaje, że pełnomocnicy dodatkowo narażają się na wyrok karny i grzywnę, ponieważ pozostawienie plakatów i haseł wyborczych 30 dni po wyborach jest wykroczeniem. Pełnomocnicy, z którymi skontaktowała się "Rzeczpospolita" uważają, że to absurd. "Jak sąd z pełną powagą pyta, czy w ciągu 30 dni objechałem całą Polskę, by sprawdzić, czy miliony plakatów kandydatów zostały zdjęte, to czuję się jak w filmie Barei, a nie państwie prawa" - mówi "Rzeczpospolitej" pełnomocnik wyborczy Polski Razem Grzegorz Kądzielawski. Kto powinien odpowiadać zatem za plakaty i hasła wyborcze? Pełnomocnicy? Partia? A może sami kandydaci? Sprawa budzi kontrowersje, bo w wielu miejscach w Polsce plakaty i hasła wyborcze niszczeją, szpecąc krajobraz, i jeszcze długo będą "zachęcać" do wzięcia udziału w wyborach, chociaż te już dawno będą za nami.