"Tę sprawę zaczęliśmy rozpracowywać już w 2009 r. Kiedy jeszcze kierowałem Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, prowadziliśmy ofensywne działania operacyjne, które były pod kontrolą prokuratury, bo wymagały zgody prokuratora generalnego. To dzięki naszym materiałom przekazanym do prokuratury prowadzona jest ta cała wielka sprawa. Niepokojące dla mnie jest, że trwa to tak bardzo długo" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Kamiński. "W 2009 r. wyglądało na to, że osoby z firm informatycznych, które dopuszczały się korupcji - podobnie jak urzędnicy, którzy te łapówki od nich przyjmowali - mają swego rodzaju parasol ochronny. Na poziomie ministerialnym i na poziomie wysokich rangą urzędników. I te nazwiska nie są jeszcze znane opinii publicznej" - dodaje. Pytany o słynną tarczę antykorupcyjną były szef CBA twierdzi, że coś takiego nie istnieje. "Donald Tusk publicznie mamił opinię publiczną, gdy mówił, że istnieje coś takiego, jak tarcza antykorupcyjna. Ja mówię tu wprost o świadomym kłamstwie propagandowym premiera. Gdyby wolą premiera Donalda Tuska było stworzenie mechanizmu tarczy antykorupcyjnej, wymagałoby to wydania odpowiednich zarządzeń przez szefa Rady Ministrów, które nakładały pewne obowiązki na instytucje publiczne i wyznaczyły im zadania. Tutaj poza ogólnym hasłem dla opinii publicznej nie zrobiono nic, nie stworzono instrumentów prawnych dla szefów służb" - ocenia.