Komentując porozumienie USA z Rosją co do najnowszych sankcji Rady Bezpieczeństwa ONZ wobec Iranu, neokonserwatywny politolog i publicysta wyraża opinię, że mają one równie niewielkie znaczenie, jak trzy kolejne rezolucje ONZ o takich sankcjach, wynegocjowane z Moskwą przez ekipę George'a Busha. Kagan zwraca uwagę, że w toku rozmów z Rosją administracja Baracka Obamy nie uzyskała jej aprobaty dla kluczowych propozycji, które miały się znaleźć w rezolucji o sankcjach. Nie ma w niej restrykcji odnoszących się do lukratywnego dla Iranu handlu ropą naftową, ani zakazu transakcji finansowych z irańską Gwardią Rewolucyjną. Nie ma też zakazu sfinalizowania przez Rosję sprzedaży rakiet ziemia-powietrze S-300 do Iranu, które mogą dostarczyć reżimowi islamskiemu potężnej broni przeciw ewentualnemu atakowi USA lub Izraela na irańskie instalacje nuklearne. Dziwne, że administracja Obamy uważa obecne sankcje za wynik swojej dyplomacji "zresetowania" stosunków z Rosją - wywodzi Kagan. "Moskwa prowadzi tę grę od lat. Sprzedawała ten sam dywan już wiele razy. Jedyna rzecz, która się zmieniła, to wyższa cena, jaką USA gotowe były tym razem zapłacić" - pisze. "Administracja Obamy zapłaciła dużo. W zamian za rosyjską współpracę prezydent porzucił planowany system obrony antyrakietowej w Polsce i Czechach. Obama publicznie zadeklarował, że ciągła nielegalna okupacja wojskowa Gruzji przez Rosję jest żadną przeszkodą dla rosyjsko-amerykańskiej współpracy nuklearnej. A niedawna umowa między Rosją a Ukrainą, gwarantująca Rosji kontrolę bazy morskiej na Krymie, została zlekceważona przez oficjeli Obamy, podobnie jak sugestia Putina, żeby przemysły rosyjski i ukraiński się połączyły" - czytamy w artykule. "Co najmniej jednym skutkiem zresetowania stosunków z Rosją było wytworzenie poczucia niepewności i zagrożenia w Europie Środkowej i Wschodniej, gdzie narody zaczynają się obawiać, czy mogą dalej liczyć, że USA będą je chronić przed ekspansją Rosji" - konkluduje autor. Tomasz Zalewski