Prezes PiS wyjaśnia w tym tekście m.in. powody swej nikłej aktywności politycznej w ostatnich tygodniach: - Abstrahując od pewnych życiowych kłopotów, uznałem, że lepiej nie dawać Tuskowi okazji do ogłoszenia wojny z Prawem i Sprawiedliwością, tak jak zrobił to w czasie afery hazardowej. Wtedy określenia 'wojna' użył wprost. To mechanizm, który konsoliduje jego zaplecze. Dlatego wchodzenie w sytuację, w której media głównego nurtu - jak się wydaje - reagują prawidłowo, mogło być niewłaściwe. - Nie obserwujemy na razie zjawiska 'wyłączenia', a więc tego co nastąpiło trzy, cztery dni po ujawnieniu afery hazardowej, mówi dalej Kaczyński. - Wtedy przez kilka dni media reagowały tak jak powinny, ale potem nastąpił zwrot i nagle okazało się, że winni są nie aferzyści, tylko policjanci. Obserwowaliśmy to wręcz z dnia na dzień. Przypominało to smutne czasy, gdy to Wydział Prasy przy KC PZPR ustalał przekaz do opinii publicznej. W żaden sposób nie chciałem więc się przyczyniać do ponowienia takiej sytuacji - wyjaśnia rozmówca "NDz". - Często zastanawiałem się, w jakim stanie będzie Polska po rządach PO. Tusk, dawni działacze KL-D, Platforma - weszli w buty SLD. Ich historia skończy się tak samo - konkluduje Kaczyński.