W imię obowiązującej od lat zasady dyskontynuacji nowy skład parlamentu będzie obradował z "czystą kartką", od zera. W 2011 roku oznaczało to skasowanie 400 projektów ustaw, którymi nie zdążyli bądź nie chcieli zająć się posłowie. "Kasowanie tych projektów to straszne marnotrawstwo, zarówno ludzkiej energii, jak i pieniędzy" - powiedział "Gazecie Wyborczej" prof. Wojciech Cieślak z Uniwersytetu Gdańskiego.Wśród zagrożonych ustaw wymienia się m.in. dwa prezydenckie projekty: o wspieraniu innowacyjności i o rozstrzyganiu sporów skarbowych na korzyść podatnika.W sejmowych komisjach utknął również projekt o wprowadzeniu minimalnej płacy godzinowej dla wszystkich rodzajów umów.Zwyczajowo "na święty nigdy" odkładane są prace nad projektami opozycyjnymi, o których większość rządząca nie chce nawet obradować.Doświadczenie przeszłości uczy również, że znów może się nie udać uchwalenie jakiejkolwiek ustawy dotyczącej in vitro."Obecny system powoduje, że posłowie mogą markować pracę nad jakimś projektem, zwlekać. A jednocześnie udają przed wyborcami, że mieli dobre chęci, tylko rzekomo czasu zabrakło..." - zarzuca prof. Cieślak.Więcej w "Gazecie Wyborczej".