Sprawa dotyczy kobiet z rocznika 1953, które z wcześniejszej emerytury przeszły na emeryturę powszechną w 60. roku życia. Problem zaczął się 1 stycznia 2013 roku, gdy na mocy nowych przepisów okazało się, że ich świadczenie będzie pomniejszone o kwotę już wypłaconych emerytur - czytamy w "GW". Dziennik wyjaśnia, że spowodowało to spadek wysokości świadczeń z miesiąca na miesiąc o 300 czy 600 zł.Po latach walk w ZUS, administracji czy sądach powszechnych <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-trybunal-konstytucyjny,gsbi,24" title="Trybunał Konstytucyjny" target="_blank">Trybunał Konstytucyjny</a> przyznał rację wspomnianej grupie kobiet. Orzeczenie z marca 2019 roku uznaje przepisy z 2013 roku za niekonstytucyjne. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej <a class="db-object" title="Elżbieta Rafalska" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-elzbieta-rafalska,gsbi,2876" data-id="2876" data-type="theme">Elżbieta Rafalska</a> obiecała uregulowanie sprawy, za kobietami ujął się też <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-senat-rzeczpospolitej-polskiej,gsbi,23" title="Senat" target="_blank">Senat</a> - czytamy w "GW". Jak się jednak okazało, po koniec września punkt o emeryturach kobiet zniknął z porządku obrad Sejmu. Według senatora Marka Borowskiego, którego cytuje gazeta, to kancelaria premiera Morawieckiego wystąpiła do marszałka Sejmu o wykreślenie tego punktu. "Powód: premier musi przemyśleć sprawę" - mówi Borowski. Jak zauważa, że w związku z tym, że mamy przed sobą ostatnie posiedzenie Sejmu tej kadencji i obowiązuje zasada dyskontynuacji, jeśli punkt nie wróci do porządku obrad - projekt pójdzie do kosza. Więcej w "Gazecie Wyborczej".