Marta ma 10 lat i jest niepełnosprawna ruchowo. Uczy się w szkole integracyjnej. Bierze udział we wszystkich lekcjach, oprócz wf. Inni ćwiczą, ona siedzi na ławce. Gimnastykować się może, ale nauczycielka boi się, że Marcie podczas ćwiczeń coś się stanie. Gdyby na wf był pedagog wspomagający, mógłby ją przypilnować. W Marty szkole go nie ma. Podobny problem ma wielu rodziców niepełnosprawnych dzieci.: "Syn chodzi do 6 klasy i musi być zwolniony z wf, ponieważ nie ma drugiego nauczyciela. Ten, który jest, nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności" - skarży się w portalu dla mam dzieci niepełnosprawnych internautka "memenka". Szkoły integracyjne powstały, by dzieci niepełnosprawne nie były odizolowane i w miarę możliwości robiły wszystko to, co ich rówieśnicy. Ale do tego trzeba dwóch pedagogów - jeden prowadzi lekcję, drugi pomaga, mając baczenie na dzieci niepełnosprawne - wyjaśnia dziennik. Tyle teorii. Jak jest w praktyce? - U nas dzieci mają ok. 29 godzin zajęć w tygodniu, nauczyciel wspomagający 20, bo za tyle płaci mu samorząd - mówi dyrektorka Zespołu Szkół nr 4 w Krasnymstawie Kazimiera Poniewozik. - Musimy zdecydować, na których lekcjach jest niezbędny, a które może opuścić - wyjaśnia. Dużo zależy od dobrej woli nauczycieli. - W naszej szkole jeśli nauczyciel boi się prowadzić zajęcia z dzieckiem niepełnosprawnym, przez kilka pierwszych lekcji pomaga mu pedagog wspomagający. Tyle wystarcza, by poznać dziecko i zobaczyć, jak reaguje na konkretne ćwiczenia. Potem pedagog wspomagający nie jest potrzebny - mówi nauczycielka wf Justyna Wołkowska. Ale nie wszędzie to działa. "Wiem, że na lekcjach wf powinien być dodatkowy pedagog, ale koszta są zbyt duże" - mówi dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Bolesławcu Łucja Wyrzykowska. W jej szkole niepełnosprawne dzieci mogą chodzić na basen, jeśli... przyjdą z rodzicami. Samorządy, których obowiązkiem jest opłacanie pomocniczych nauczycieli, nie widzą problemu. Choć z raportu rzeszowskiego kuratorium wynika, że w połowie szkół w regionie nauczycieli brak, przedstawiciele wydziału oświaty tamtejszego urzędu miasta twierdzą, że wszystko jest w porządku - podaje przykład "Metro".