Proceder trwał niemal przez dwie dekady i sięgał osób z najwyższych szczebli w Agencji Wywiadu. Reporterzy "Gazety Wyborczej" poznali szczegóły dwóch dużych spraw o defraudację pieniędzy operacyjnych wywiadu. Pierwsza z toczących się spraw o defraudację to efekt kontroli z 2012 roku. Dotyczy zawłaszczenia ponad 2 mln zł. "Anna T. z biura finansów Agencji Wywiadu prowadzi kontrolę w kasie z gotówką przeznaczoną na tajne operacje na całym świecie. Jest dociekliwsza od kolegów, którzy sprawdzali zawartość szaf pancernych wcześniej. Zwraca uwagę na paczki - zapakowane jak w banku - z tysiącami dolarów. Brzegi wydają jej się zbyt jasne. Rozcina. W środku, pod studolarówkami, są pocięte kawałki papieru. Takich paczek jest kilkadziesiąt" - opisuje dziennik. Historia drugiego przekrętu z pieniędzmi agencji sięga jeszcze 1994 roku. "Grupa naczelników UOP wyciągnęła wtedy z kasy 8 mln 700 tys. zł. Mieli zagrać na giełdzie, szybko zarobić i pieniądze zwrócić. Nie udało się, bo trafili na krach, pieniądze przepadły" - tłumaczy gazeta. Akta tej sprawy są utajnione niemal w całości. Jak wynika z ustaleń reporterów "GW", wywiad nie panował nad kontrolą wydatków na cele operacyjne, a winą za nadużycia obciążony jest wyłącznie kasjer, który nie wiadomo dla kogo wyprowadzał pieniądze. Zdaniem "GW", Agencja Wywiadu chce chce ukryć brak kontroli i nadzoru, forsując tezę, że doszło do jednorazowej kradzieży. "Funkcjonariusze Agencji, 25-30 osób, traktowali kasę operacyjną jak fundusz pożyczkowy, brali z niej na samochód czy mieszkanie" - pisze gazeta.