Za pieniądze i alkohol mieli sprawdzać w policyjnych bazach danych informacje na temat klientów ING Banku Śląskiego. Chodziło o numery PESEL, imiona rodziców, numery i serie dowodów osobistych oraz adresy zameldowania. Oskarżeni zaprzeczają. Oto mechanizm oszustwa: pracownica banku donosiła gangowi, kto na prywatnych kontach ma sporo gotówki. A ci w komendzie kupowali dane na temat tych ludzi. Następnie produkowali fałszywe dowody, szli do banku i wystawiali polecenia przelewu pieniędzy na własne konta. Wzory podpisów klientów mieli od pracownicy banku, która wynosiła oryginały ich wcześniejszych zleceń. Łupem oszustów padło prawie 10 mln zł. Według śledczych mózgiem przedsięwzięcia był Andrzej S., wielokrotnie karany katowicki biznesmen. Ten jednak nie siedzi, bo zdaniem biegłych cierpi na zaburzenia urojeniowe oraz postępujący proces degeneracji psychospołecznej.