Przypomnijmy, że 15 kwietnia w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu Comey powiedział: "Zwykli ludzie, którzy kochali swoje rodziny, zanosili zupę choremu sąsiadowi i chodzili do kościoła, pomagali w mordowaniu Żydów na masową skalę. (...) Ci mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i innych miejsc uważali, że nie robią nic złego". Polska ostro zareagowała na niesprawiedliwe słowa, a minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna zażądał przeprosin. Jak twierdzą dziennikarze "Gazety Wyborczej" Bartosz T. Wieliński i Mariusz Zawadzki, Comey napisał takowe i zamierzał je ogłosić. W przeprosinach stwierdził m.in., że "źle się wyraził" i "w pełni zdaje sobie sprawę, że winowajcą [Holocaustu] nie jest Polska". Zmienił jednak zdanie i nie opublikuje tekstu. W jednym z wywiadów telewizyjnych przekonywał, że został źle zrozumiany i zaznaczył, że nie oskarżył Polski o odpowiedzialność za Holocaust. To wersja oficjalna. Jednak według informacji "Gazety Wyborczej", szef FBI otrzymał polecenie z Białego Domu, by nie publikować przeprosin. Ich tekst miał się nie spodobać administracji Obamy. Dziennik sugeruje, że w ten sposób Biały Dom nie chce narażać się Żydom. "Administracja Obamy uchodzi za nieprzyjazną względem Izraela i musi dmuchać na zimne, by nie sprawiać wrażenia, że jest wroga wobec Żydów w ogóle" - czytamy. Opublikowanie przeprosin mogłoby zostać odebrane przez niechętne Polakom środowiska żydowskie w Ameryce jako rzekomy antysemityzm Obamy. "To pokazuje, jak postrzega nas Ameryka. O partnerstwie nie ma tu mowy" - komentuje na łamach "Gazety Wyborczej" wysoki rangą polski dyplomata. Czemu Biały Dom nie chce dopuścić do przeprosin? Wypowiedz się!