"Najwyższa Izba Kontroli to ostatnia instytucja, która jest niezależna od układu władzy" - mówi "Codziennej" poseł PiS-u Mariusz Błaszczak. Jako przewodniczący sejmowej komisji ds. kontroli państwowej nie zgodził się on na dopisanie do porządku obrad wydania opinii na temat kandydatury Krzysztofa Kwiatkowskiego na szefa <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nik,gsbi,25" title="NIK" target="_blank">NIK</a>-u i zarządził przerwę w obradach. Błaszczak chciał, aby posiedzenie komisji ws. zaopiniowania kandydatury Krzysztofa Kwiatkowskiego odbyło się dzisiaj o godz. 14, a więc już po wszystkich zaplanowanych przed przerwą wakacyjną głosowaniach Sejmu. Posłowie PO odwołali się od decyzji Błaszczaka do prezydium Sejmu, które postanowiło o zwołaniu komisji ds. kontroli państwowej z innym przewodniczącym. Nowa komisja głosami posłów PO pozytywnie zaopiniowała kandydaturę Krzysztofa Kwiatkowskiego na prezesa NIK-u. "Ten pośpiech to wynik histerycznego wyścigu o stołki w administracji. Wiadomo, że ustępujący prezes NIK-u rozpisał właśnie 30 konkursów na obsadzenie dyrektorów w urzędzie" - opisywał "Codziennej" wczorajszą sytuację Mariusz Błaszczak, który jest zniesmaczony trybem powoływania nowego szefa NIK-u . "NIK kontroluje przede wszystkim rząd, nie jest więc bezpieczne, żeby Krzysztof Kwiatkowski kontrolował swoich kolegów" - dodaje Błaszczak.