Jak podaje tabloid, latem 2016 roku do przetargu stanęły w sumie cztery firmy. Ze względu na zmianę wymogów przez komisję przetargową i poinformowanie o tym firm niemal w ostatniej chwili (firmy miały zaledwie 24 godziny na przedłużenie gwarancji finansowych) z gry wypadły dwie z nich. "Niedługo potem trzecia firma, ta z tańszą ofertą, została zdyskwalifikowana za rzekomy brak wiedzy i doświadczenia. I urzędnikom została tylko jedna oferta (najdroższa - red.)" - czytamy. Odrzuceni oferenci zdecydowali się odwołać. Kiedy Krajowa Izba Odwoławcza nakazała ministerstwu, by ponownie ich oceniło, urzędnicy zaskarżyli decyzję KIO do sądu. "Nie wycofali skargi nawet wtedy, gdy wewnętrzna kontrola resortu wykazała wiele nieprawidłowości podczas procedury przetargowej" - pisze "Fakt". Więcej na ten temat w "Fakcie".