W ostatnich wyborach parlamentarnych partii Janusza Korwin-Mikkego zabrakło ćwierć punktu procentowego, by wejść do Sejmu. Wysoki wynik zagwarantował jednak subwencję, która - jak pisze "Fakt" - miała być odkładana na "wyborczą kumulację w latach 2018-2020". Z ustaleń gazety wynika jednak, że pieniądze wypływały z partii szerokim strumieniem, trafiały m. in. do fundacji powiązanych z członkami partii. "Jest wiele umów cywilnoprawnych, w tym z kancelariami adwokackimi" - pisze "Fakt". Jednym z beneficjentów tych praktyk miał być Przemysław Wipler. W ciągu pół roku partia wypłaciła ok. 100 tys. zł, nie na rachunek Wiplera, ale na konto przez niego wskazane. "Na życzenie polityka pieniądze przekazywano kancelarii adwokackiej, z którą miał być ściśle powiązany" - czytamy. Wolność ma też spory problem z Brukselą. Europarlamentarzyści z ugrupowania Janusza Korwin-Mikkego mieli wyłudzać pieniądze, zgłaszając członków rodzin i znajomych jako tzw. asystentów kredytowanych. "Faktycznie osoby te nigdy nie pracowały w sposób, którego wymaga PE". Partia czeka na ustalenie wysokości kary finansowej. Sprawą zajmuje się unijne biuro antykorupcyjne OLAF. Czynności sprawdzające trwają też w biurze lidera Janusza Korwin-Mikkego. Więcej w najnowszym "Fakcie".