To "Fakt" ujawnił, że biuro podległe Rómmlowi miało obowiązek pilnować, aby posłowie jeździli na delegacje najtańszym środkiem lokomocji. A jak było? Po aferze madryckiej wyszło na jaw, że posłowie mogli na takich delegacjach zarabiać. Brali pieniądze na przejazd samochodem, a lecieli tanimi liniami lotniczymi. I nikt tego nie kontrolował! - oburza się tabloid. I zauważa: A przecież gdy posłowie deklarują, że chcą jechać do Madrytu lub Londynu samochodem - kiedy Sejm zwraca im za bilety samolotem - to trudno nie nabrać podejrzeń. U dociekliwego i sumiennego urzędnika takie deklaracje musiały wzbudzić wątpliwości. O tym, że Rómmel straci stanowisko, decyzja miała zapaść podobno już na pierwszym posiedzeniu Konwentu Seniorów po wybuchu afery madryckiej. Pan dyrektor za chwilę będzie w wieku emerytalnym i oficjalnie przejdzie na emeryturę. "Fakt" podkreśla, że jak dowiedziała się "Polityka", gdyby nie sprawa wątpliwych delegacji poselskich, Rómmel na pewno mógłby jeszcze pracować w Kancelarii.