"Podejmując decyzje o zagranicznych wyjazdach delegacji Urzędu Komunikacji Elektronicznej oraz liczbie jej uczestników, Urząd nie kierował się zawartym w ustawie o finansach publicznych wymogiem dokonywania wydatków w sposób celowy i oszczędny" - podkreśla gazeta, cytując stanowisko Izby, która zakwestionowała pięć wyjazdów pani minister kosztujących w sumie 200 tysięcy złotych. Te pieniądze pochodziły oczywiście z kieszeni podatników. "Kontrolerzy NIK zakwestionowali wyjazd do Meksyku za 37 tys. zł, do Chin za 69 tys. zł (w tym prawie 28 tys. zł za same bilety lotnicze w klasie biznes), Burkina Faso za 42 tys. zł, Bahrajnu za 48 tys. zł i Tajlandii za 8000 zł" - wylicza "Fakt". Niektóre z tych podróży - jak podkreśla Izba - miały miejsce już po "uzyskaniu przez prezesa UKE informacji od ministra finansów o bardzo trudnej sytuacji budżetu oraz pilnej konieczności podjęcia działań oszczędnościowych". Tabloid podkreśla, że mimo kontrowersji wokół jej wyjazdów, prezes UKE dalej trwa na stanowisku i podróżuje. Poniżej przypominamy, jak przepraszał japoński polityk, który z pieniędzy podatników zafundował sobie 106 wypadów do gorących źródeł.