Zatrzymanie Podleśnej miało miejsce w poniedziałek 6 maja br. o 6 rano. Według policji 51-latka miała rozklejać w Płocku (woj. mazowieckie) plakaty z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej z aureolą w kolorze tęczowej flagi. Zatrzymana usłyszała zarzut z art. 196 Kodeksu Karnego, który mówi o tym, że "kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Podleśna przedstawia kulisy zatrzymania W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Elżbieta Podleśna opowiedziała o kulisach zatrzymania przez policję. Do jej mieszkania w poniedziałek rano weszło sześciu policjantów - z Płocka i komendy wojewódzkiej w Radomiu. Funkcjonariusze przeszukali pomieszczenia i zabrali m.in. telefon, komputery czy pendrive'y. "Jeden z policjantów powiedział mi, że odebrał telefon od prokuratora, a ten kazał zabrać mnie do komendy w Płocku. Policjanci nie robili tego z przyjemnością, mówili, że nie spodziewali się takiego rozwiązania" - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Podleśna. "Jechałam nieoznakowanym radiowozem z trzema policjantami" - dodaje. Gdy Podleśna dotarła na komendę, została poinformowała przez naczelnika jednego z wydziałów, że zostaje zatrzymana przynajmniej na dobę. "Podkreślił, że to jego decyzja" - twierdzi. "Musiałam zdjąć biustonosz i włożyć go do koperty. Kazano mi zdjąć rajstopy, ale odmówiłam. Wtedy mój mecenas zadzwonił do prokuratora, a ten powiedział, że decyzji o zatrzymaniu na dobę nie podejmował" - opowiada Podleśna. Po przesłuchaniu 51-latka opuściła komendę. Kto zdecydował o zatrzymaniu Podleśnej? W rozmowie z TVN24 prokurator Norbert Pęcherzewski z płockiej prokuratury przekazał, że "w sprawie Elżbiety Podleśnej prokurator wydał postanowienie jedynie o przeprowadzeniu przeszukania jej osoby, jej samochodu, jej mieszkania, natomiast zatrzymanie kobiety to była samodzielna decyzja funkcjonariuszy policji". Z kolei sierżant sztabowa Marta Lewandowska, rzecznik policji w Płocku, tłumaczyła, że działano "zgodnie z obowiązującymi przepisami". "Potraktowano mnie jak najgorszego kryminalistę. Tylko dlatego, że ktoś zainicjował nagonkę na osoby homoseksualne" - podkreśla w rozmowie z dziennikiem. Więcej w "Gazecie Wyborczej".