Od prawie trzech miesięcy obowiązuje nowa ustawa o IPN, która sprawę zbioru zastrzeżonego trochę gmatwa. Mówi bowiem, że w ciągu roku (do czerwca 2017 r.), szefowie ABW i Agencji Wywiadu, koordynator służb specjalnych, szef MON w porozumieniu z prezesem IPN dokonają przeglądu znajdujących się tam dokumentów. Po analizie zdecydują, które z nich nadal zostaną tajne, a które staną się jawne - pisze Włodzimierz Knap z "Dziennika Polskiego". W zbiorze zastrzeżonym, przynajmniej w teorii, powinny znajdować się materiały, których opublikowanie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu państwa polskiego. Są one oznaczone gryfem tajności jako ściśle tajne lub tajne. Życie pokazało jednak, że w zbiorze "Z" było mnóstwo źródeł, które w najmniejszy sposób nie mogły wpłynąć na poziom bezpieczeństwa naszego państwa - czytamy. Profesor Andrzej Żebrowski, ekspert ds. służb specjalnych i wykładowca w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, uważa jednak, że ujawnienie zbioru zastrzeżonego byłoby drogocennym darem dla tajnych służb z innych krajów i zaszkodziłoby polskim interesom. Natomiast profesor Antoni Dudek, przez lata związany z IPN, m.in. były członek byłej Rady Instytutu, opowiada się za ujawnieniem zbioru "Z". "Nie wierzę, że są tam materiały naprawdę istotne dla bezpieczeństwa obecnego państwa" - powiedział "Dziennikowi Polskiemu". Obecny prezes IPN dr Jarosław Szarek jest "gorącym zwolennikiem odtajnienia wszystkich zbrodni i działań bezpieki". "Z drugiej strony dane dotyczące (...) aktualnego bezpieczeństwa państwa, nie mogą być ujawnione" - dodaje. Więcej w "Dzienniku Polskim".