Jak pisze korespondent dziennika Konrad Schuller, polska konstytucja, przyznająca kompetencje w polityce zagranicznej zarówno prezydentowi jak i rządowi, "nie została opracowana przez oświecone umysły". Stanowi ona "najmniejszy wspólny mianownik", na jaki w okresie przemian ustrojowych byli w stanie zgodzić się postkomuniści i demokraci, liberałowie i tradycjonaliści". "Niewygodna prezydenta i premiera w polityce zagranicznej i obronnej zawsze prowadziła do tego, że stanowiska ambasadorów i generałów pozostawały nieobsadzone. Kancelarii premiera i pałacowi prezydenckiemu, które skazane są na wspólne podejmowanie decyzji, często nie udaje się uzgodnić wspólnej linii" - pisze gazeta. a prezydentem osiągnęło już takie natężenie, że Polska i jej sojusznicy są stale narażeni na wstrząsy elektryczne" - dodaje dziennik. Według " ", w minionych tygodniach "bezpieczniki zaczęły się przepalać" z powodu negocjacji z Waszyngtonem w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej oraz . Autor komentarza dodaje, że "o ile przepychanki między organami konstytucyjnymi w sprawie tarczy antyrakietowej zaszkodziły przede wszystkim samej Polsce, to spory o Traktat Lizboński mogą wciągnąć w kłopoty cały kontynent europejski". Według dziennika, po okresie, w którym Lech Kaczyński wraz ze swoim bratem, ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim, "zredukowali polski słownik europejski do słów 'weto', 'pierwiastek' i 'śmierć', rząd Donalda Tuska konsekwentnie próbuje wprowadzić Polskę do głównego nurtu ". "Kraj, który zawsze coś blokuje, nie może oczekiwać, że pójdzie mu na rękę, kiedy np. chodzi o ratowanie jego zrujnowanych stoczni. To była trafna kalkulacja" - ocenia Schuller. I dodaje, że prezydent, wstrzymując się z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego, "przekreślił tę politykę grubą kreską". "Prezydent Francji Nicolas Sarkozy z podniesionym palcem upominał L. Kaczyńskiego, że jego podpis pod traktatem, który sam wynegocjował, jest czymś więcej niż kwestią polityki; jest to kwestia 'moralności' " - przypomina "FAZ". "To, czy ktoś, kto afiszuje się z Kaddafim i przymila się do Asada, może wypowiadać się w ten sposób, jest odrębnym problemem. O wiele poważniejsze jest pytanie, czy Polska ze swą dwugłową polityką zagraniczną nie szkodzi sobie najbardziej" - podsumowuje korespondent dziennika.