Dokument opracowały dwie delegacje, na których czele stali przewodniczący Papieskiej Rady ds. Krzewienia Jedności Chrześcijan kardynał Walter Kasper i przedstawiciel Patriarchatu w Konstantynopolu, prawosławny metropolita Pergamonu Ioannis Zizioulas. Strona prawosławna uznaje w tym dokumencie prymat papieża, choć zastrzega, że biskup Rzymu nie może sam podejmować decyzji. Watykanista rzymskiej gazety Marco Politi nazywa deklarację z Rawenny historyczną. Wyraża opinię, że liczący 46 paragrafów dokument to swoista "mapa drogowa", wyznaczająca drogę do pokonania podziałów z przeszłości. Najważniejszym postanowieniem jest właśnie uznanie prymatu papieża. Zarazem zaznaczono, że należy natychmiast przestudiować prerogatywy i "rolę biskupa pierwszej stolicy", a więc Rzymu. Politi zwraca też uwagę na to, że uznając prymat papieża strona prawosławna jasno stwierdza w dokumencie, że biskup Rzymu nie może uważać się za "wszechwładnego suwerena", który decyduje sam czy też pomija lokalne szczeble władzy w Kościele. Włoski watykanista pisze, że w deklaracji znajduje się precyzyjna instrukcja: "Pierwszy biskup nie może zrobić nic bez zgody wszystkich". Obie strony wyraziły przekonanie, że "jeden i święty Kościół" realizuje się jednocześnie w każdym Kościele lokalnym. Ponadto dokument zawiera porozumienie w sprawie struktury Kościoła powszechnego z władzą biskupów na poziomie lokalnym. Teraz ruch należy do Benedykta XVI, bo "tylko on może dać impuls do dalszych działań" - pisze Politi. Przypomina, że na 23 listopada papież zwołał naradę wszystkich kardynałów z całego świata na temat ekumenizmu, która poprzedzi konsystorz. Dokument z Rawenny będzie stanowić podstawę ich dyskusji - informuje watykanista. Przypomina zarazem, że przeszkodą dla pełnego porozumienia może być postawa Patriarchy Moskwy i Wszechrusi Aleksego II, który sprzeciwia się uznaniu zwierzchnictwa patriarchy ekumenicznego z Konstantynopola Bartłomieja I, a także nie może wybaczyć Watykanowi działalności katolickich diecezji na terenie dawnego ZSRR. Moskiewska delegacja opuściła obrady w Rawennie - zauważa publicysta dziennika.