- Jest niepokój, nie ma co ukrywać - mówi Paweł Miter. - Niewykluczone, że ktoś nas teraz obserwuje, podsłuchuje czy nagrywa. Dostałem już kilka telefonów i smsów z pogróżkami. Przez kilka miesięcy poznałem trochę ludzi z Woronicza, niewiele rzeczy może mnie teraz zaskoczyć. Paweł Miter, absolwent politologii Uniwersytetu Wrocławskiego, obnażył i zweryfikował problem, o którym teoretycznie wiadomo już od wielu lat - upolitycznienie telewizji publicznej. Na własnej skórze przetestował obłudę i układy panujące w tej instytucji. Rozpoczął brawurową rozgrywkę, przyczyniając się prawdopodobnie do ostatnich zmian w zarządzie TVP. Sprawdzę, czy nie kłamią - Wszystko zaczęło się od konferencji prasowej zarządu TVP, którą oglądałem w sierpniu ubiegłego roku - mówi Paweł. - Słuchałem słów prezesa Włodzimierza Ławniczaka o tym, jakie to teraz nastąpią wielkie zmiany, jak telewizja publiczna będzie się odpolityczniać, stawiać na jakość i promować nade wszystko obiektywizm. Zacząłem się zastanawiać, jak to sprawdzić i wpadłem na pomysł... Wrocławianin założył fałszywe konto pocztowe - jacek.michalowski@prezydent.pl. W listopadzie ubiegłego roku wysłał maila do prezesa TVP Włodzimierza Ławniczaka, przedstawiając się jako szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego. "Wielce Szanowny Panie Prezesie, Powyższego maila kieruję do Pana na prośbę Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nietypowa forma, ale jakże nietypowa jest też prośba" - czytamy w mailu. Dalej jest mowa o potrzebie stworzenia programu, gdzie "forum do wypowiedzi miałoby w całości młode pokolenie (od 25- do 35-latków), które w Polsce interesuje się sytuacją społeczną, polityczną itp. (...) Pan Prezydent chciałby zwrócić Pana uwagę i Telewizji Publicznej na osobę młodego dziennikarza z Wrocławia Pawła Mitera, który ma pomysł na tego typu program. Pan Prezydent chciałby, by ktoś z kierownictwa TVP spotkał się z tym młodym człowiekiem i poczynił z nim ustalenia co do możliwości powstania tego typu programu (...) Sugerujemy by jeszcze przed końcem tego roku zaszła możliwość podpisania z Panem Pawłem Miterem intratnej umowy na stworzenie programu będącego jego autorskim pomysłem wypracowanym razem z Telewizją Polską (...) Kancelaria prosi też o całościową dyskrecję w sprawie podjęcia współpracy Pana Pawła z Telewizją Polską". - List zawierał błędy ortograficzne, ale nawet one nie wydały się podejrzane kierownictwu Telewizji Polskiej - mówi Paweł Miter. - Odpowiedź przyszła w ciągu kilku dni. Prezes TVP Włodzimierz Ławniczak zainteresował się projektem, jednak nie był w stanie sam go nadzorować - za kilka dni szedł na leczenie do szpitala. Przekazał sprawę Marianowi Kubalicy, dyrektorowi biura zarządu TVP. Kubalica zajmował się wrocławianinem, omawiał z nim szczegóły programu, ustalał wysokość wynagrodzenia itp. Pod koniec 2010 r. Ławniczak zmarł, na stanowisku zastąpił go Bogusław Piwowar, rozmowy na temat programu trwały, Kubalica nadal był "przewodnikiem" Mitera. Wrocławski Dyzma opiniuje - Za każdym razem gdy rozmawialiśmy z innymi pracownikami TVP, Kubalica przedstawiał mnie jako "człowieka prezydenta", co załatwiało wszelkie formalności - mówi Paweł Miter. - Nigdy mnie nie wylegitymowano, gdy potrzebny był NIP czy pesel - podawałem fałszywe dane, które nie były sprawdzane, wożono mnie służbowym samochodem z kierowcą. Kariera Nikodema Dyzmy, tyle że w rzeczywistości! Podczas kilkunastu wizyt w Warszawie "wrocławskiego prowokatora" dochodziło do sytuacji wręcz kuriozalnych. - Raz poproszono mnie, żebym wyraził swoją opinię na temat szefowej wrocławskiego oddziału Telewizji Polskiej Anity Białek - mówi Paweł. - Wiadomo - zarząd na Woronicza był SLD-owski, a Białek była rekomendowana przez posła PiS Dawida Jackiewicza. Była mowa o tym, że trzeba ją "zdjąć". Być może przyczyniłem się do tego, że pani Białek nie została "zdjęta", bo wyraziłem się o niej dobrze, że jest rzetelna itp. Na następnym spotkaniu za kilka dni w Warszawie usłyszałem, że jednak nie będzie zmiany szefa we Wrocławiu. Na krawędzi Program, który miał poprowadzić Paweł Miter miał się nazywać "Rozmowy na krawędzi". Przez cały styczeń negocjacje coraz bardziej się konkretyzowały. Nie było problemu ze znalezieniem miejsca w ramówce. "Rozmowy na krawędzi" miały zastąpić program Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać" - co zresztą nie dziwi, po tym, gdy autor nakręcił wraz z Ewą Stankiewicz film "Solidarni 2010", w którym zebrane zostały wypowiedzi ludzi składających hołd Lechowi i Marii Kaczyńskim. Dla ekipy z Woronicza taki hołd mógł być przecież solą w oku. - Już na pierwszym spotkaniu z Kubalicą padły słowa, że tutaj można wszystko załatwić - mówi Paweł Miter. - W pewnym momencie zasugerowano, że może przenieść program do TVP Info, ale ja nieco buńczucznie odpowiedziałem, że nie ma mowy i sprawy nie było. Teraz może opowiadam o tym dość swobodnie, ale ta gra kosztowała mnie sporo nerwów. Pod koniec wychodziłem już z gabinetu na 9 pietrze TVP przy Woronicza zlany potem. Kubalica wprowadzał mnie w szczegóły, układy, rysował słupki - które miałem potem relacjonować prezydentowi - wynikało z nich jakie udziały mają mieć poszczególni członkowie zarządu, rzucał nazwiskami, ale też pytał o jakieś konkretne szczegóły, o których nie miałem pojęcia. Mówił, żebym donosił na Dworaka, prezesa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a czasami pytał - "co tam słychać u prezydenta?" Kubalica "namierza" Ostatecznie stanęło na tym, że autor "Rozmów na krawędzi" dostanie za program 39 tysięcy złotych. Marian Kubalica twierdzi, że żadnych pieniędzy Miter jednak nie dostał, bo "on sam go wcześniej rozpracował i stwierdził, że wrocławianin jest nierzetelny".