Bożena B. z Radomia podjechała wczoraj o godzinie 10 pod szlaban zagradzający wjazd do Sejmu. Nie wysiadając ze swojego mercedesa, krzyknęła do strażnika, żeby ją wpuścił. - Chcę się widzieć z premierem! - zażądała kobieta, jak się późnej okazało matka trójki dzieci. Pilnujący wjazdu poprosił wzburzoną damę o okazanie przepustki, relcjonuje "Super Express". Jednak kobieta zamiast wyjąć z torebki stosowny dokument, zagroziła, że użyje granatów, które ma w bagażniku auta. Strażnicy niewiele się namyślając, wezwali policję. W ślad za mundurowymi pod Sejm podjechała karetka pogotowia. Pani Bożena poddała się woli policjantów i spokojnie zasiadła w ambulansie. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło wyjęła z torebki słodkiego batonika i zaczęła się posilać. W tym czasie policjanci z pomocą specjalnie szkolonego psa przeszukali samochód krewkiej mieszkanki Radomia. W mercedesie Bożeny B. nie było broni ani granatów. - Kobieta trafiła na obserwację do szpitala, jest pod opieką lekarzy - mówi "SE" podkom. Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej Policji. Matka Bożeny B. zapewniła "SE", że córka nigdy nie leczyła się psychiatrycznie. - Miała kłopoty w interesach. Powiedziała mi tylko, że jedzie do stolicy porozmawiać z premierem - mówi kobieta.