Łukasz M., biznesmen, wspólnik i członek zarządów spółek kapitałowych i znajomy Jana Burego, uważa, że funkcjonariusze go szantażowali i namawiali do tego, by obciążył szefa klubu parlamentarnego PSL. W związku z tym M. napisał skargę do posła. Poinformował w niej, że w rozmowie z nim agenci CBA używali "niecenzuralnych słów, oskarżali go i zastraszali". Twierdzi także, że grożono mu, że "zniszczą jego rodzinę na podstawie zebranych materiałów operacyjnych". Biznesmen napisał, że usłyszał taki warunek: "Sypiesz Jana Burego, to zostaniesz łagodnie potraktowany". Łukasz M. przyznaje, że zgodził się na współpracę, ale później nic na temat Burego nie powiedział. Oskarżenia biznesmena oddalił sąd. Ocenił, że zażalenie na działanie służb jest bezpodstawne. Łukasz M. skargę wysłał także szefa CBA, prokuratora generalnego i do Anny Habało, która była wówczas szefową Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Wszczęto w tej sprawie śledztwo. CBA jest jednak spokojne i pewne, że wszystkie działania funkcjonariuszy były zgodne z prawem. O rzekomym szantażowaniu biznesmena, kilka dni temu w radiowej "Trójce" mówił Waldemar Pawlak. Były lider ludowców stwierdził wówczas, że "jeden z przedsiębiorców dostał propozycję nie do odrzucenia. Miał obciążyć Burego". Śledztwo dotyczące "złotych łapówek" Sprawa ma związek z prowadzonym w wydziale ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie śledztwem dotyczącym udzielania korzyści majątkowych w zamian za pośrednictwo w załatwieniu sprawy w instytucji państwowej. W sprawie tej dwaj biznesmeni z Leżajska usłyszeli już zarzuty, za które grozi kara do 8 lat więzienia. Media podawały, że podejrzani chcieli "przepchnąć" w Warszawie 20 spraw. Prokuratura ujawniła wcześniej, że przeszukano pomieszczenia 15 osób, w tym posła PSL Jana Burego i wiceministra infrastruktury i rozwoju Zbigniewa Rynasiewicza (PO), i że przeszukania miały związek ze sprawami, które chcieli załatwiać w stolicy podejrzani w tym śledztwie biznesmeni z Leżajska. W zeszłym tygodniu media pisały, że sztabek złota szukano m.in. u Burego, u Rynasiewicza, który pochodzi z Leżajska. Według mediów złota szukano, bo w podsłuchanych na potrzeby tego śledztwa rozmowach biznesmenów miano mówić o "złotych łapówkach" wręczanych m.in. w zamian za nominację sędziowską dla córki jednego z nich. Jak miał powiedzieć biznesmen, złoto miało być wręczone m.in. Buremu, który jest członkiem Krajowej Rady Sądownictwa. Bury powiedział "Gazecie Wyborczej", że nie znaleziono u niego złota. Według "GW" córka biznesmena Mariana D. (dziś - referendarz w jednym z sądów na stołecznej Pradze) nominacji sędziowskiej nie uzyskała. W poniedziałek prokuratura apelacyjna potwierdziła, że znaleziono wyroby ze złota u osób, u których dokonywano przeszukań. Nie podała, ile złota znaleziono ani u kogo. Prokurator generalny Andrzej Seremet ma w piątek w Sejmie przedstawić informację na temat przeszukań. Czytaj więcej na stronie "Rzeczpospolitej"