Młodego krakowianina Michała Kłaczyńskiego kochają absolwenci prawa oraz ludzie, dla których korzystanie z usług prawnika było dotąd niemożliwe ze względów finansowych. Nienawidzi go zaś wielu adwokatów, którym popsuł szyki. Kłaczyński wziął do ręki konstytucję, poszedł do sądu i dokonał czegoś, co dotąd wydawało się niemożliwe: zmusił Sejm do nowelizacji ustawy o adwokaturze, co otworzyło przed tysiącami polskich absolwentów prawa drogę do aplikacji adwokackiej bez układów i znajomości. Walka nie jest skończona. Znowelizowaną przez posłów ustawę broniącą korporacyjnych interesów Naczelna Rada Adwokacka (NRA) zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego, który dopatrzył się błędów legislacyjnych. Sejm znowu musi zająć się sprawą rozpoczętą przez Kłaczyńskiego. Posłowie powinni zdążyć z pracami do końca roku, bo wtedy przestanie obowiązywać ustawa w obecnym kształcie. Kłaczyński sześć lat temu skończył w Krakowie prawo. Chciał zostać adwokatem, ale nie dostał się na aplikację. Nic dziwnego: miejsc było tylko 20, a chętnych kilkanaście razy więcej. O naborze na aplikację i liczbie miejsc decydowała dotąd Naczelna Rada Adwokacka, która nie była zainteresowana zwiększaniem konkurencyjności na rynku usług prawniczych. - Postanowiłem zmusić korporacje prawnicze do ustępstw - opowiada Kłaczyński. Uznał, że decyzje rady o liczbie miejsc na aplikaturze de facto oznaczają stanowienie prawa. - Konstytucja wyraźnie określa, co jest aktem prawnym. Uchwał podejmowanych przez radę nie ma w tym wykazie - tłumaczy. - Poza tym określanie limitu osób jest niesprawiedliwe. Zamiast wybierać 20 najlepszych, powinno się przyjmować tych wszystkich, którzy spełnią wymagania - dodaje prawnik. Uzbrojony w takie argumenty udał się do NSA. Tam jednak patrzono na niego jak na wariata. - Sędziowie śmiali się ze mnie i pytali, po co mi ta konstytucja. Uznali, że coś mącę - opowiada. Ale Kłaczyński mącił skutecznie. Gdy sprawa została odrzucona w NSA, poszedł do Trybunału Konstytucyjnego. Najgłośniej protestowała oczywiście NRA, tłumacząc m. in., że korporacja ma... zbyt małe sale egzaminacyjne, by przyjmować większą liczbę aplikantów. Trybunał przyznał jednak rację Kłaczyńskiemu. Zmiana ustawy o dostępie do zawodów prawniczych zajęła prawie dwa lata. Tuż przed odejściem z urzędu Aleksander Kwaśniewski podpisał nowelizację, wywołując radość u większości młodych i wściekłość u wiekowych stażem prawników. Po niekorzystnym dla aplikantów wyroku TK ich dalszy los zależy od Sejmu. Koniec samowoli Jan Biziuk z podlaskiej Sokółki także wymachiwał w sądzie konstytucją. Sięgnął po nią, gdy odsiadywał w areszcie karę porządkową, którą nałożył na niego sędzia za "kpiny podczas rozprawy". Do niedawna sędziowie mogli nakładać taką karę (kilkaset złotych z zamianą na kilka dni aresztu) poza kontrolą, bo była niezaskarżalna, choć konstytucja gwarantuje każdemu prawo odwołania do drugiej instancji. Biziuk poszedł do Rzecznika Praw Obywatelskich, a potem do ministra sprawiedliwości. Wygrał. Dzisiaj od kary porządkowej można się odwołać. Członkowie stowarzyszenia Chomiczówka przeciw Degradacji cieszyli się jak dzieci, gdy w styczniu Sąd Okręgowy w Warszawie ogłaszał, że ich organizacja działa legalnie. Założyli ją rok temu, by nie dopuścić do wybudowania na swoim osiedlu trasy szybkiego ruchu. Tyle tylko, że stołeczny ratusz odmówił rejestracji. Urzędnicy czepiali się kruczków prawnych i domagali zmiany statutu. Chcieli, by Chomiczówka miała jednego przedstawiciela, a nie radę i zarząd, oraz by zmniejszyła liczbę postulatów. Sprawa trafiła do sądu, który uznał, że decyzja urzędników jest niezgodna z konstytucją. Ratusz od decyzji odwoływał się dwukrotnie, ale i tak przegrał. - Nawet błędy w statucie nie usprawiedliwiają ograniczania wolności stowarzyszeń - mówił sędzia, ogłaszając wyrok. Cieszyli się z niego także niedoszli założyciele ponad 30 stołecznych stowarzyszeń, którym odmówiono prawa do działalności. - Mam nadzieję, że ten wyrok otworzy drogę do ich rejestracji - uważa Adam Bodnar, prawnik z Fundacji Helsińskiej. TrybunaŁ dla każdego W 13 rozdziałach i 243 artykułach obowiązującej od dziewięciu lat Konstytucji RP opisano zasady funkcjonowania demokratycznego państwa, w tym prawa obywatelskie. Możliwość zgłaszania wątpliwości w sprawie zgodności prawa z konstytucją zagwarantowano wszystkim obywatelom. I wygląda na to, że coraz więcej ludzi ma tego świadomość. Przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan zauważa, że choć do TK trafia co roku podobna liczba skarg na niezgodność przepisów z ustawą zasadniczą (od dwóch do trzech tysięcy rocznie), to coraz więcej jest dobrze udokumentowanych. - Rację przyznajemy nie częściej niż w jednej na dziesięć skarg. W porównaniu z krajami zachodniej Europy to i tak dużo. W starych demokracjach przepisy są lepiej skorelowane z konstytucjami. U nas do takiej zgodności jest jeszcze bardzo daleko, dlatego spraw tego typu ciągle przybywa - podkreśla Safjan. W sumie Trybunał uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą prawie pół tysiąca ustaw i rozporządzeń. Coraz więcej pytań do TK kierują sądy (w sumie było ich już ponad 150). Sędziowie najczęściej pytają o interpretację przepisów dotyczących zniesławienia, odszkodowań i podatków. - Tak aktywni sędziowie to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy wiedzą, że system i praktykę prawną należy zmieniać - uważa Safjan. Zaznacza jednak, że tacy sędziowie wciąż są w mniejszości. Potwierdza to Adam Bodnar. - Sądy całą pracę zrzucają na Trybunał - uważa. Safjanowi natomiast marzy się, by Polacy ustawę zasadniczą traktowali tak jak Amerykanie. - Oni powołują się na konstytucję na każdym kroku i znają ją prawie na pamięć - mówi profesor. Amnezja sędziego O tym, jak słabą pamięć mają sędziowie, przekonała się Halina Flis-Kuczyńska, która od trzech lat przed sądem dochodzi swego prawa do wyższej emerytury. Była dziennikarka "Rolnika Polskiego" przez wiele lat dostawała za pracę pensję oraz sporo wyższą "wierszówkę". Kiedy jednak przyszło do wyliczenia emerytury, ZUS wziął pod uwagę jedynie pensję. W efekcie Kuczyńska dostała 800 zł zamiast 1200 zł. Poszła do sądu. Okazało się, że dokumenty będące dowodami na opłacanie składek odprowadzanych od wierszówek zostały zniszczone. ZUS mógłby poszukać odpowiednich dokumentów w swoich archiwach, ale nie chce, bo nie obliguje go do tego prawo. Pierwszą sprawę Kuczyńska przegrała. Dopiero w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podpowiedziano jej, by powołać się na konstytucję. - Powołałam się na zapis o równym traktowaniu obywateli przez państwo, z którego wynika, że instytucje państwowe są zobowiązane do zachowywania się fair wobec obywateli. Sędzia miał przerażenie w oczach, gdy usłyszał nasze argumenty - opowiada, nie kryjąc jednak rozgoryczenia na przewlekłość procesu. Adam Bodnar nie ukrywa, że jeśli ktoś myśli o powoływaniu się na konstytucję, musi liczyć się z długim procesem. Jego zdaniem bez doprowadzenia sprawy przed Trybunał niewiele da się zrobić. - A nawet gdyby sąd przyznał rację, to będzie wtedy tylko jeden przypadek. Do zmiany prawa potrzebny jest wyrok Trybunału - tłumaczy. Więzieni bez wyroku Znajdują się jednak tacy, którzy decydują się na walkę dla dobra ogółu. Bodnar podaje przykład Anny R. Kobieta przed miesiącem została oskarżona o składanie fałszywych zeznań. Sąd uznał, że należy ją przebadać psychiatrycznie. Lekarz, do którego trafiła, nie znalazł niczego niepokojącego w jej zachowaniu. Dla pewności poprosił jednak o dokładniejszą diagnozę. Sąd skierował więc kobietę na przymusowe badania w szpitalu psychiatrycznym. Na sześć tygodni. Bez wyroku, jedynie na podstawie oświadczenia lekarza. Pani Anna postanowiła walczyć o swoje prawa. Zgłosiła się do Trybunału Konstytucyjnego, który zawiesił wykonanie postanowienia. Gdyby nie walczyła, mogłaby spędzić w szpitalu nawet kilka miesięcy - przepisy nie precyzują bowiem, jak długo mają trwać takie badania. - Sądy żądają ich nawet w sprawach o zniesławienie, a to przecież kuriozum. Jeszcze zanim sąd orzeknie o winie, skazuje człowieka na tygodnie zamknięcia. W tym czasie całe życie może się zawalić, można choćby stracić pracę - zżyma się Bodnar. Anna R. uznała, że możliwość zamykania ludzi bez wyroku jest niezgodna nie tylko z konstytucją, ale nawet z Paktami Praw Człowieka. TK już zajął się sprawą, niedługo powinien zapaść wyrok. Jeśli będzie korzystny dla skarżącej, sądy stracą możliwość wysyłania niewinnych ludzi do szpitali psychiatrycznych. - Każda wygrana sprawa zbliża nas do wyeliminowania złych zapisów - mówi Bodnar. Zaznacza jednak, że wyroki Trybunału musiałyby być respektowane. - Nasz wyrok powinien zostać wprowadzony w życie przez zmianę odpowiednich przepisów. Ale kilkanaście wyroków rocznie jest przez władze ignorowanych, przez co dochodzi do kuriozalnych sytuacji - dodaje Safjan. I przypomina wyrok TK nakazujący zwrot mienia Zabużanom. W polskim parlamencie zajmowano się nim tak długo i opornie, że w międzyczasie wyroki zdążył wydać Trybunał w Strasburgu. Anna R. ma szansę doprowadzić do zmiany przepisów, które godzą w prawa człowieka. Jan Biziuk wytrącił sędziom z rąk przeczące zasadom demokracji narzędzie represji. Stowarzyszenie Chomiczówka udowodniło, że z konstytucją w ręku można wygrać również w zwykłym sądzie. A Michał Kłaczyński dołożył cegiełkę do powstania konkurencji na rynku usług prawniczych. Dzięki ustawie zasadniczej i własnemu uporowi zmieniają polską rzeczywistość. Maciej Gajek Współpraca: Marcin Grudzień