Według niej, odwołanie złożył już Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce (ZGWŻ). - Zażalenie będzie musiało zostać rozpoznane, bo nie ulega wątpliwości, że organizacje żydowskie są w tej sprawie pokrzywdzonymi - mówi Mariusz Rosiński, szef prokuratury rejonowej Toruń Centrum-Zachód. Jak pisze "GW", do tej pory prokuratura upierała się, że jej postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie ujawnionych w lipcu przez "Wprost" taśm o. Rydzyka zaskarżyć może wyłącznie Lech Kaczyński - według niej jedyna osoba ze statusem pokrzywdzonego w tym postępowaniu. Podejmując tą decyzję w sierpniu, śledczy uznali, że szef Radia Maryja w swoich wykładach dla studentów nie znieważył ani Lecha Kaczyńskiego, ani osób narodowości żydowskiej. Uznali, że jego wypowiedzi "nie zawierały znamion czynu zabronionego". Co powiedział redemptorysta z Torunia? Złajał prezydenta m.in. za uległość wobec roszczeń środowisk żydowskich: "Przecież tam chodzi o 65 mld dol., żeby Polska dała. Za co? Przyjdą do pana i powiedzą: Proszę mi oddać ten skafander. Ściągaj spodnie. Buty dawaj". Ponieważ Lech Kaczyński zapowiedział, że nie będzie się odwoływał, sprawa wydawała się zamknięta. "Gazeta" ustaliła jednak, że prokuratura popełniła błąd, nie zaliczając do pokrzywdzonych osób narodowości żydowskiej. Niespełna dwa tygodnie temu redakcja zacytowała prof. Andrzeja Marka, prawnika z toruńskiego UMK. Uważa on, że śledczy mieli obowiązek zawiadomić organizacje żydowskie w kraju o prawie do odwołania. Jak? Kontaktując się z nimi bezpośrednio lub poprzez ogłoszenie w prasie, radiu lub telewizji. Po publikacji "GW" w poniedziałek zażalenie wysłał pocztą do prokuratury ZGWŻ. "Zgłaszamy się niniejszym jako pokrzywdzony, uznając, że wcześniej ujawnione wypowiedzi ks. Tadeusza Rydzyka mają charakter antysemicki i powinny być zbadane (...) pod kątem znieważania grupy ludności z powodu jej przynależności narodowej" - czytamy w piśmie. Władze Związku do tej pory milczały w tej sprawie, choć w ostrym tonie wypowiadały się na jej temat m.in. Centrum im. Szymona Wiesenthala w Los Angeles oraz ambasada Izraela - czytamy w "Gazecie Wyborczej".