Podczas lotu w sierpniu 2008 roku załoga odmówiła wykonania polecenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by lecieć bezpośrednio do Tbilisi, tłumacząc to względami bezpieczeństwa. Wkrótce potem wszczęto prokuratorskie dochodzenie przeciwko pierwszemu pilotowi, kapitanowi Grzegorzowi Pietruczukowi. Sprawdzano, czy nie popełnił on przestępstwa odmawiając prezydentowi. Ostatecznie uznano, że choć to prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, to według Regulaminu lotu "na pokładzie samolotu decyzjom pilota muszą się podporządkować wszyscy, niezależnie od stopnia wojskowego i statusu". "Gazeta Wyborcza" publikuje w sobotę obszerny materiał na temat tzw. "incydentu gruzińskiego" w kontekście niedawnej katastrofy pod Smoleńskiem. Zastrzega jednak, że jak do tej pory nie ma przesłanek świadczących o tym, by na pokładzie lecącego na uroczystości w Katyniu tupolewa doszło do podobnej sytuacji. Przypomnijmy - w sierpniu 2008 roku prezydent Lech Kaczyński oraz przywódcy państw nadbałtyckich i Ukrainy lecieli z pomocą dyplomatyczną do pogrążonej w konflikcie zbrojnym z Rosją Gruzji. Według planu mieli wylądować w miejscowości Ganja na granicy azersko-gruzińskiej i stamtąd w kolumnie opancerzonych aut udać się do Tibilisi.