- Od jakiegoś czasu podczas chodzenia odczuwałam silne bóle w prawym stawie biodrowym - wspomina Elżbieta Moszczyńska. - Kilka razy byłam u lekarza ortopedy, który przepisywał lekarstwa i zalecał rehabilitację. To nie pomagało, dlatego zgłosiłam się na prywatną wizytę do dr. Andrzeja Dudka, który w szpitalu w Krośnie jest ordynatorem oddziału ortopedycznego. Lekarz położył mnie na łóżku, poruszał moimi nogami i od razu kazał zrobić szczepienie przeciw żółtaczce oraz badanie na gęstość kości. Po dwóch tygodniach zgłosiłam się na kolejną wizytę, wówczas pan Dudek wydał mi skierowanie do szpitala na operację wstawienia bezcementowej endoprotezy stawu biodrowego. Elżbieta Moszczyńska została przyjęta do szpitala w Krośnie 19 marca 2006 roku. W dokumentacji medycznej szpitala czytamy: 19.03.2006. Badanie podmiotowe ogólne. Zgięcie biodra prawego 90 stopni. Rotacja wewnętrzna 0 stopni, zewnętrzna 20 stopni, odwiedzenie 15 stopni. Chód utykający, duża bolesność podczas badania zakresu ruchomości. - Po przyjęciu do szpitala, poza rutynowym badaniem krwi i pytaniem, czy jestem uczulona na jakieś lekarstwa, nic więcej się nie działo - mówi pani Elżbieta. - Podpisałam zgodę na zabieg, lecz nikt ani słowem nie wspomniał, jak będzie przebiegała operacja, jakie jest jej ryzyko i jakich mogę spodziewać się powikłań. Zostałam poinformowana, że następnego dnia rano będę operowana jako druga. Lekarz dyżurny nie potrafił jednak podać nazwiska operatora, który miał przeprowadzić zabieg. W poniedziałek rano okazało się, że będę operowana jako pierwsza. Dostałam znieczulenie dolędźwiowe, więc byłam świadoma tego, co się ze mną dzieje. Gdy wieziono mnie na salę, usłyszałam, jak jedna z pielęgniarek mówi do drugiej: - Przecież Moszczyńska miała być operowana jako druga, a my jeszcze nie mamy dla niej przygotowanej protezy. Na sali operacyjnej okazało się, że operatorem jest dr Dudek, któremu ma towarzyszyć dwóch asystentów. Ordynator miał problemy z zamocowaniem protezy, jednak po dwóch godzinach operacja została zakończona. Pełny sukces - Następnego dnia, w obecności moich znajomych, dr Dudek stwierdził, że mimo iż operacja zakończyła się sukcesem, prawa noga może być do centymetra dłuższa od lewej - dodaje pacjentka. - Byłam zaniepokojona, gdyż jak wykazały wcześniejsze badania, do tej pory moje obie nogi były idealnie równe. Epikryza karty informacyjnej leczenia szpitalnego: Pacjentka lat 58, przyjęta do oddziału do planowanego zabiegu alloplastyki biodra prawego w przebiegu artrozy. Zabieg wykonano w dniu 20.03.2006. Po zabiegu powikłań nie obserwowano. W dniu 28.03.2006 wypisana do domu w stanie dobrym. - Po kilku dniach w domu mąż do lewego buta włożył mi cienką wkładkę ortopedyczną. Jakież było moje zdziwienie, gdy nic to nie pomogło i nadal utykałam przy każdym kroku - skarży się Moszczyńska. - Podczas kolejnej kontrolnej wizyty w przyszpitalnej poradni okazało się, że prawa noga jest co najmniej 2,5 centymetra dłuższa od lewej. Lekarz nie potrafił mi jednak podać dokładnej różnicy. Dopiero w czerwcu w poradni dowiedziałam się, że to aż 4 centymetry. Wypisano mi wniosek na buty ortopedyczne, a w karcie choroby pojawiło się zalecenie: skrócenie lewej kończyny dolnej o 4 cm. Ciekawe, czy piszący to ortopeda rzeczywiście chciał skrócić mi zdrową nogę? - Wydłużenie nogi o 4 centymetry to zbyt dużo - stwierdza dr Leszek Siuda, były konsultant wojewódzki (Świętokrzyskie) z zakresu ortopedii i traumatologii narządu ruchu. - Dysproporcja długości kończyn po zabiegu wszczepienia endoprotezy czasem jest dziełem przypadku, także braku staranności, często jednak taki efekt jest wymuszony koniecznością. Zastosowanie krótszej protezy mogłoby doprowadzić do tego, że chory w ogóle by nie chodził. Jednak zbyt długa proteza musi wywołać dyskomfort pacjenta. Oceniając takie medyczne zdarzenie, balansuje się między błędem w sztuce medycznej a sytuacją, gdy po prostu nie da się założyć krótszej endoprotezy. Skrócić czy wydłużyć? - Po kilku miesiącach zgłosiłam się do lekarza, specjalisty od rehabilitacji, który jak tylko mnie zbadał, to powiedział, przepraszam za cytat: "Kurwa, kto pani tę nogę tak spierdolił!" - opowiada pani Elżbieta. - Mimo to podczas kolejnej konsultacji w przyszpitalnej przychodni ortopeda przekonywał mnie, że to wszystko zrobiono dla mojego dobra. Jego kolega radził operacyjnie skrócić prawą nogę. Kolejny lekarz ze szpitala w Krośnie proponował ucięcie części endoprotezy i zespawanie jakichś jej elementów! Jednak najdalej w swoich propozycjach posunął się ortopeda, który uważał, że najlepszym rozwiązaniem byłaby operacja zdrowego biodra, może nie od razu, ale za jakiś czas. Nie jestem lekarzem i dopiero teraz widzę, jak kuriozalne i niekompetentne były te wszystkie propozycje. Cały czas miałam nadzieję, że jeszcze da się coś zrobić. Pojechałam więc do polikliniki MSW w Łodzi, ale tam lekarze pozbawili mnie złudzeń. 6 lipca pacjentka napisała pismo do dyrekcji krośnieńskiego szpitala, w którym domagała się zabezpieczenia pełnej dokumentacji medycznej i wydania jej kserokopii. Informacji na temat przyczyn tak znacznego wydłużenia kończyny. Uznania winy szpitala i powiadomienia ubezpieczyciela o przyszłym roszczeniu. Władze szpitala ograniczyły się do wydania dokumentacji oraz poinformowania, że szpital jest ubezpieczony w PZU. Jednak ani jednym słowem nie odniosły się do przyczyn niepowodzenia zabiegu, nie uznały też swojej winy. 28 listopada pani Moszczyńska napisała pozew, w którym domaga się od szpitala w Krośnie 200 tysięcy złotych odszkodowania i zadośćuczynienia. - Gdy pacjent występuje wobec nas z tak wysokim roszczeniem, to wolimy, żeby sprawę rozstrzygnął sąd - mówi Jan Gołąb, zastępca dyrektora szpitala do spraw lecznictwa. - Nie twierdzę, że roszczenie tej pani jest niezasadne. Tego nie wiem. Po operacji rozmawiałem z ordynatorem, który zapewnił mnie, że wykazał należytą zawodową staranność. Oczywiście, pacjentka może mieć w tej sprawie inne zdanie. - Tak znaczne wydłużenie nogi postawiło pod znakiem zapytania cały sens zabiegu - stwierdza dr Ryszard Frankowicz. - Mimo że endoproteza została dobrze zamontowana, to dziś komfort życia pacjentki jest gorszy niż przed operacją. Z uwagi na stan zdrowia pani Moszczyńskiej, operacja naprawcza wydaje się bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Jestem przekonany, że podczas procesu sądowego szpital stoi na straconej pozycji, gdyż wydłużenie nogi o 4 cm nie jest zwykłym następstwem takiej operacji. Myślę, że sąd sprawdzi, czy w szpitalu w Krośnie pani Moszczyńskiej omyłkowo nie wszczepiono endoprotezy przygotowanej dla innego pacjenta i czy podobne przypadki zdarzały się tam już wcześniej. - Przez całe dorosłe życie byłam nauczycielką matematyki. Pracowałam w technikum i liceum. Teraz jestem na emeryturze, jednak dla podratowania domowego budżetu od września miałam znowu uczyć, tym razem w podstawówce. Musiałam jednak zrezygnować z tej oferty, gdyż chodząc w bucie ortopedycznym i o kulach, byłabym nieustannie wystawiona na uszczypliwości ze strony dzieci. Wstydzę się chodzić na basen. Nigdy już nie założę kobiecych pantofli, nie pójdę na dłuższy spacer. I to wszystko przez lekarzy, którzy zapewniali, że poprawią moją sprawność na długie lata. Krzysztof Różycki Tekst powstał przy pomocy dr. Ryszarda Frankowicza. Telefon kontaktowy 0 602 13-31-24 i 0 14 627-01-24 (od godz. 10 do 12).