Opuszczone hale, z których złomiarze wynieśli już wszystko, co się dało, biura, gdzie działają prężne firmy, i małe stocznie robiące ekskluzywne jachty - to wszystko znajdziemy na terenach, które jeszcze osiem lat temu należały do gdańskiej stoczni. Na byłym przystanku autobusowym rzeźby aniołów - to znak, że w pobliżu kręcą się artyści i to z całego świata - przejęci tym miejscem i przekonani, że była gdańska stocznia to najciekawsze miejsce w całym Trójmieście. Obok ogromnej hali, gdzie słychać huk stali i widać iskry, rezydują malarze, projektanci, architekci, którzy wolą siedzieć w stoczni, ogrzewać się kominkami, niż zamieszkać na miejskich osiedlach. Hale z powybijanymi szybami, porośnięte drzewami, po których codziennie włóczą się ciekawscy Amerykanie, Włosi, Kolumbijczycy, Japończycy? za chwilę zmienią wygląd. Niektóre znikną, inne staną się częścią nowej ekskluzywnej dzielnicy na powierzchni 73 hektarów w samym centrum miasta. To nie teatr ani przedstawienie "Jeziora łabędziego" tylko sesja zdjęciowa tancerki Anny Sąsiadek w jednej z postoczniowych hal. Jej drugie życie Choć teren po dawnej Stoczni Gdańskiej im. Lenina wydaje się opuszczony i zapomniany, w zniszczonych halach wre życie. Na teren dawnej Stoczni Gdańskiej wchodzimy swobodnie, razem z turystami, przy wejściu tuż obok głównej bramy przy pomniku Poległych Stoczniowców. Ale nie wszędzie można się tak swobodnie poruszać. Potrzebna jest przepustka. My się o nią nie staramy. Wolimy szukać dziur w płocie jak inni. Są wyjątki Odkrywanie dawnej Stoczni Gdańskiej zaczynamy przy ogromnych fotografiach z czasów strajku. Grupka obcokrajowców przygląda się im cicho jakby byli w kościele. Choć dla większości mieszkańców Gdańska tereny postoczniowe to po prostu kilkadziesiąt hektarów nieciekawej poprzemysłowej ziemi, dla obcokrajowców to miejsce symbol gdzie w sierpniu 1980 r. rozpoczęto obalanie komunizmu w Europie. Wędrując po dawnej stoczni, stale napotykamy zdewastowane budynki. Wystarczyło kilka lat, by złomiarze wynieśli z nich co się dało. Ale są wyjątki. Przy jednym z domów, wyróżniającym się od sąsiednich całymi szybami, kręcą się panowie pod krawatem - prowadzą tu firmy, które zajmują się gospodarką morską, budownictwem, drukiem. Przyciągnęła ich tu niska cena wynajmu - jedynie 6 euro za metr kwadratowy. Ale umowy mają jeszcze tylko na rok. Już za chwilę będą się musieli stąd wynieść, bo na ten teren wjadą maszyny - ma tu powstać nowa dzielnica Gdańska tzw. Młode Miasto.