- 30 osób otrzymało zwolnienia dyscyplinarne za niepodjęcie pracy i prawdopodobnie będą następne - powiedział rzecznik Stoczni Gdynia SA Mirosław Piotrowski. Potwierdził, że wymówienia dostarczyli w nocy do domów stoczniowców kurierzy. Zarząd twierdzi, że strajk stoczniowców jest nielegalny, naruszono kodeks pracy i złamano dyscyplinę. Szef związku organizującego strajk Leszek Świętczak zapowiada złożenie w prokuraturze zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez zarząd stoczni. Dziś przed godz. 7. kilkuset gdyńskich stoczniowców ponownie pikietowało budynek dyrekcji. Do wczorajszych postulatów dołączyli żądanie przywrócenia do pracy zwolnionych kolegów. - Zrobię wszystko, aby przywrócić produkcję w stoczni. Dodatkowo wszyscy pracownicy dostali urlopy do końca tygodnia - powiedział prezes Stoczni Gdynia Janusz Szlanta. Poinformował, że z powodu protestu trzeba było zabezpieczyć niebezpieczne punkty w stoczni, takie jak acetylenownia. Nie wykluczył, że jeśli będzie tego wymagała sytuacja, będą kolejne zwolnienia. Jak podaje wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia SA "Stoczniowiec" Tadeusz Czechowski, represje dotknęły osoby z dwudziestokilkuletnim stażem pracy, głównie brygadzistów. Zarząd negocjuje już ze wszystkim trzema zakładowymi centralami związkowymi. Prezes stoczni Janusz Szlanta twierdzi, że musi wprowadzać oszczędności, ponieważ złotówka jest droga i coraz mniej opłaca się kupować w Polsce statki. Prezes poinformował również, że średnia płaca w stoczni to 3 tysiące złotych, jednak związkowcy mówią, że aby zarobić takie pieniądze trzeba pracować ponad siły. Spór dotyczy także kiełbasy w posiłku regeneracyjnym - teraz z uwagi na oszczędności jest jej mniej, a to nie podoba się protestującym. Rzecznik prasowy stoczni Mirosław Piotrowski poinformował, że na jutro zaplanowano negocjacje.