Jak poinformowała w piątek Barbara Skibicka, szefowa prokuratury w Sopocie prowadzącej sprawę o znieważenie Władimira Putina, śledczy czekają na informację z Federacji Rosyjskiej, która ma zostać udzielona w ramach tzw. pomocy prawnej. Prokuratorzy oczekują, że strona rosyjska przedstawi przepisy, na podstawie których na terenie Federacji chronione są prawa głów państw i innych ważnych osobistości zza granicy. Sprawa związana jest z incydentem, do jakiego doszło 1 września 2009 roku podczas wizyty Putina w Gdańsku. Tego dnia rano, w czasie, gdy premier Rosji prowadził rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem, przed sopockim hotelem Sheraton pojawiła się grupa ludzi protestująca przeciwko wizycie Putina. Wśród protestujących znajdował się m.in. były sopocki radny Jakub Ś. oraz sopocki działacz PiS, b. rzecznik prasowy MSWiA (z czasów, gdy szefem resortu był Janusz Kaczmarek) - Michał R. Ten drugi pojawił się pod hotelem przebrany w strój symbolizujący penis, na którym wymalowany był napis "Put-in". Jakub Ś. miał w trakcie happeningu nazwać premiera Rosji "mordercą". Obu mężczyznom prokuratura przedstawiła zarzut znieważenia "przedstawicielstwa obcego państwa", za co - w myśl paragrafu 3 art. 136 kodeksu karnego grozi do trzech lat więzienia. Jak jednak wyjaśniła Skibicka, dalsze losy sprawy są uzależnione od tzw. zasady wzajemności. W jej myśl strona polska może ukarać swojego obywatela za znieważenie "przedstawiciela obcego państwa" tylko wtedy, gdy w Rosji panują podobne zasady ścigania za naruszenie dobrego imienia przebywającego tam ważnego zagranicznego gościa. Gdyby więc okazało się, że rosyjskie prawo nie przewiduje kar za publiczne znieważenie "przedstawiciela obcego państwa", sopockie śledztwo zostałoby umorzone.