Przesłuchany dziś przez śledczych pasażer samochodu twierdzi, że nie uciekał z miejsca wypadku. Miał tam być jeszcze przez kwadrans po czołowym zderzeniu. Jako świadków wskazał śledczym osoby, które jako pierwsze przybiegły na miejsce tragedii. Prokuratura będzie teraz weryfikować te zeznania. Na razie - jak usłyszał reporter RMF FM - nie ma podstaw, by stawiać mężczyźnie zarzut nieudzielenia pomocy poszkodowanym.Współpasażer pijanego kierowcy powiedział też, że auto pędziło z prędkością 120, nawet 130 kilometrów na godzinę. Miał widzieć to wyraźnie na prędkościomierzu. Jak zeznał, 37-letni Leszek F. nie reagował, gdy prosił go o to, by zwolnił. Sprawcy wypadku grozi do 12 lat więzienia. Mężczyzna przyznał się do spowodowania wypadku, ale nie potrafił wytłumaczyć, jak do niego doszło. Powiedział śledczym, że spotkał się z kolegą, wypił 8 piw, a potem wsiadł za kierownicę. Postanowił wrócić do domu autem, bo jak tłumaczył, miał blisko. Sąd zdecydował już o jego tymczasowym aresztowaniu. 37-latek był już wcześniej skazany za jazdę po pijanemu. Dostał wtedy wyrok w zawieszeniu i sądowy zakaz prowadzenia samochodu. Do sobotniej tragedii doszło na drodze w Wyszecinie koło Wejherowa. 37-latek doprowadził do czołowego zderzenia, zjeżdżając na przeciwny pas ruchu. Jak się okazało, miał w organizmie ponad 2 promile alkoholu. W wypadku zginęła kobieta w zaawansowanej cięży. Jadący z nią mąż w ciężkim stanie trafił do szpitala. W wypadku lekko ranne zostało też 3-letnie dziecko. (bs) Kuba Kaługa