Konsekwencje ich obecności mogą być bardzo groźne, nie tyle dla zażywających kąpieli, co dla rybaków, już teraz mających straty z powodu narzuconych przez Unię limitów połowowych. - Z ilości zaobserwowanych zwierząt wynika, że można już mówić o znaczącej ich liczebności - pisze w artykule "Atakują nas żebropławy?" Krzysztof Skóra dyrektor Stacji Morskiej UG na Helu. - To nie jest dobra wiadomość. Jeśli ekspansja tego nowego gatunku będzie miała charakter inwazji dotknie ona swymi skutkami przede wszystkim rybołówstwo. Po raz pierwszy obecność żebropławów w Bałtyku odkryto rok temu w Zatoce Kilońskiej. Następnie pojawiły się u wybrzeży szwedzkich i fińskich. W październiku nurkowie zauważyli obecność żebropławów również w Zatoce Gdańskiej, w tym również w Zatoce Puckiej. Dorosłe osobniki mają ok. 10 cm długości i przezroczyste, galaretowate ciało. Poruszając się świecą, co jest widoczne szczególnie w nocy. Średnio w metrze sześciennym wody znajduje się nawet kilkadziesiąt żebropławów. Rozmnażają się w zastraszającym tempie. Jeden osobnik przy sprzyjających warunkach pokarmowych może złożyć średnio 3 tys. jaj dziennie. Jeżeli lato jest ciepłe w morzu mogą pojawiać się zakwity żebropławów. Wówczas ich koncentracje wzrastają nawet do tysięcy osobników w metrze sześciennym wody. W latach 90. ubiegłego wieku żebropławy rozmnożyły się w Morzu Czarnym i Azowskim. Wyjadając narybek kilku gatunków cennych ryb spowodowały straty szacowane nawet na ok. 300 mln dolarów. W Polsce przy już obecnych kłopotach z dorszem, może pojawić się problem ze szprotem i ze śledziem. Ojczyzną żebropława są wody wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej i Południowej. Stworzenie nie ma dużych wymagań, przez co temperatura i zasolenie wód Bałtyku nie są barierą dla jego rozmnażania. Magdalena Szałachowska m.szalachowska@trojmiasto.pl