Wszystko w rękach sąsiadów i właścicieli. Jeśli zgłoszą zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa jest szansa na rozprawę. W czwartek zjawił się w Tczewie "Psi Patrol" Polskiego Towarzystwa Rejestracji i Identyfikacji Zwierząt. - Nie zostawimy tak tych spraw (w nocy z 15 na 16 lipca ktoś wyrzucił innego psa z wyższych pięter bloku przy ul. Topolowej) - mówi zdecydowanie Sylwia Krawczyńska, rzecznik prasowy wspomnianej organizacji. - W przypadku rozpraw chcemy występować w sądzie w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Strzały na os. Staszica Tczewscy policjanci nie pamiętają podobnego przypadku. 14 lipca około godz. 16. przy ul. Pionierów na osiedlu Stanisława Staszica mieszkanka gminy Tczew zauważyła postrzelonego psa. Okazało się, że zwierzę nie żyje. Kobieta zszokowana ludzkim okrucieństwem natychmiast zadzwoniła na policję. Na miejscu ustalono, że były to strzały z wiatrówki typu kral magnum. Strzelał 36-letni mieszkaniec Tczewa. Ofiarą oprawcy był zupełnie niegroźny, mierzący zaledwie 20-25 cm wzrostu kundelek maści czarnej, podpalanej. Wyglądem przypominał wilczura w miniaturce. Piesek należał do Tadeusza G., tczewianina. Broń została zabezpieczona. "Abisynia" zszokowana Całe osiedle Staszica jest w szoku. Wiadomość o zastrzeleniu psa rozniosła się błyskawicznie po okolicy. Jest tam wiele domków jednorodzinnych. Ich właściciele często mają nawet po dwa psy. - To co się stało pozostawiam bez komentarza - powiedziała nam jedna z mieszkanek, która odpoczywała akurat z sąsiadką w przydomowym ogródku niedaleko ul. Stoczniowców. - My i nie tylko, jesteśmy zszokowani. Jeśli ta osoba strzelała do psa, to co stoi na przeszkodzie, by strzeliła do człowieka? Jak można zabić w ten sposób niewinne zwierzę! Ten piesek wybiegł z domu za suczką. To była natura.... Wiemy, że stał pod domem tej osoby, która strzelała i piszczał, bo akurat był to dom, w którym mieszkała suczka z cieczką. To zdenerwowało właściciela na tyle, że zaczął do niego strzelać. Wszyscy dobrze znają tego mężczyznę. Wiele osób się go boi. Podobno miał zatargi z policją. "Misiek" był łagodny Właściciele twierdzą, że co najmniej trzech sąsiadów widziało jak mieszkający kilka ulic dalej tczewianin strzelał do psa. Wszystko zależy teraz od ustaleń policjantów. - "Misiek" uciekł mi na spacerze - przyznaje Bartek Grugiel, właściciel czworonoga. - W okolicy jest teraz wiele suczek w rui. Szukałem go, ale nie znalazłem. To nie zdarzało mi się wcześniej. Bardzo rzadko "Misiek" biegał samopas. Wiadomo - czasem zdarzało się, że prysnął przez uchyloną bramkę. Byłem z mamą w pracy, gdy otrzymaliśmy telefon od cioci o tym, że znalazła naszego psa martwego. Wcześniej zadzwoniła po policję. To nieprawda, że ten pies był bardzo uciążliwy! Z reguły go pilnowaliśmy. Sprawca tłumaczy, że zagrażał bezpieczeństwu, ale to był nieduży pies, a do tego łagodny. Rzadko kiedy szczekał. Dziwię się, że nasz sąsiad nie przegonił zwierzaka, tylko go zastrzelił. Przygarnęłam go skulonego z zimna - Szkoda mi tego psiaka - mówi zmartwiona Karolina Grugiel, siostra Bartka. - Przygarnęłam go, gdy przybłąkał się w zimie na naszą ulicę. Znalazłam go skulonego na mrozie. Miał ok. pół roku. Możliwe, że albo się zgubił, albo komuś znudził. Mieszkał z nami przez 6 lat. Bardzo się zżył z naszą rodziną. Mama płakała, gdy dowiedziała się w jaki sposób zginął. Przecież nie było żadnego powodu... Karolina potwierdziła słowa brata o tym, że pies była łagodny i niegroźny. Gdy to się stało była nad morzem na Helu. - Tego dnia zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że zanim "Miś" zdechł dostał kilka strzałów. Po jednym z bliskiej odległości zwierzę zaczęło biec przed siebie spanikowane, wyjąc jeszcze ok. 100-200 metrów, zanim padło. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ktoś zastrzeli mi psa! Moim zdaniem część winy ponosi polskie prawo. Kary za znęcanie się nad zwierzętami są zbyt niskie i do tego rzadko egzekwowane. Z reguły dla oprawcy kończy się na symbolicznej karze w "zawiasach"... "Psi Patrol" pomoże? W czwartek "Psi Patrol" ze wspomnianego na początku towarzystwa zbierał relację świadków i osoby, która powiadomiła o zdarzeniu. Być może opiekunowie kundelka zdecydują się na złożenie zawiadomienia o przestępstwie. - Przydałoby się surowsze kary - stwierdza Sylwia Krawczyńska, rzecznik stowarzyszenia. - Sprawy zwierząt w Polsce traktuje się po macoszemu. Winny jest brak rozporządzeń do ustawy o ochronie zwierząt z 23 września 1997 r. Przepisy nie precyzują, jakie konkretne czyny są zagrożone konkretnymi karami. Często stosuje się regułę o niskiej szkodliwości społecznej czynu, jakim jest znęcanie się nad zwierzętami. Ta ustawa jest trochę martwa. Ale kilka spraw o zagłodzeniu psów doprowadziliśmy do finału w sądzie. Mamy wciąż zbyt dużo spraw o zaniedbanie zwierząt, znęcanie się nad nimi. W gminach wciąż częste jest uwiązywanie psów na krótkim łańcuchu w byle jakiej budzie, także zimą. Z reguły po naszych interwencjach udaje się poprawić sytuację. W skrajnych przypadkach doprowadzamy do odebrania zwierzęcia. Mamy też zgłoszenia o hałasach jakie wywołują czworonogi. Zabijają, torturują, porzucają... O tym, że za taki czyny powinno się częściej karać jest przekonana także Joanna Sobaszkiewicz z tczewskiego schroniska Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals". - Osoba, która strzela do zwierząt może strzelić również do człowieka. To kwestia sumienia ludzi, łamania prawa i braku poszanowania dla żywych istot. Te stworzenia przecież czują. W przypadku młodych chłopaków krzywdzi się zwierzęta dla popisywania się. Są ludzie, którzy w okrutny sposób nie tylko zabijają, ale i torturują dla zabawy. Myślę, że powinno się brać pod uwagę sposób, w jaki ktoś je zabija (głodzi, zaniedbuje, męczy). Powinny być też większe kary za porzucanie. Teraz, gdy czworonogi się chipuje łatwo można trafić do właściciela. Ludzie nie mają żadnych skrupułów. Potrafią przerzucić przez płot schroniska psa, który wiele lat z nimi mieszkał i skrzywdzić go (mieliśmy przypadki, gdy pies zawisł na płocie i się dusił). Do tej pory nikt nie zastępuje tczewskiego Inspektora ds. Okrucieństwa nad Zwierzętami, który od dłuższego czasu przebywa za granicą. Obecnie jego rolę stara się przejąć "Psi Patrol" działający w naszym mieście. To jednak nie jest to samo... Reagujmy rozsądnie Policjanci z sekcji prewencji przypominają, że najgorszym wyjściem, w jaki można zareagować, jest "wyładowanie złości" na dokuczliwym psie. Przypominają, że najrozsądniej jest zwrócić się do właściciela, a jeśli to nie poskutkuje zgłosić sprawę do straży miejskiej lub na policję. Zawsze mandat dla opiekuna jest lepszym wyjściem niż prymitywne zabicie bogu ducha winnego zwierzaka. matis