Pawłyna powiedziała, że 55-letni Jan D. nie przyznał się w czasie przesłuchania do zarzutu. - Wyjaśnił, że nie poczuwa się do winy, bo jechał z dozwoloną prędkością, a do wypadku doszło z powodu awarii hamulców - dodała. Do sądu skierowano już wniosek o tymczasowe aresztowanie Jana D. na trzy miesiące. Posiedzenie sądu w tej sprawie ma się odbyć we wtorek rano. Za spowodowanie katastrofy komunikacyjnej zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach grozi od roku do 10 lat więzienia. Do wypadku doszło 16 maja na strzeżonym przejeździe kolejowym w Sycewicach (Pomorskie), kilkanaście minut po godz. 5, na zamglonej wówczas drodze krajowej nr 6 Gdańsk - Szczecin. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń śledztwa, kierowca jadącego ze zbyt dużą prędkością tira z naczepą załadowaną kilkudziesięcioma tonami sztucznego nawozu zbyt późno zauważył zamknięty przejazd i nie chcąc staranować czekających na otwarcie szlabanu samochodów osobowych, zjechał na lewy pas, wjechał na tory i uderzył w pociąg pospieszny "Słowiniec" relacji Słupsk - Poznań, którym podróżowało ok. 30 osób. W wypadku rannych zostało 7 osób. Życie żadnego z poszkodowanych nie było zagrożone. Najcięższych obrażeń doznał kierowca tira. Mężczyzna dopiero w poniedziałek został wypisany ze szpitala. Wypadek spowodował zamknięcie na kilkadziesiąt godzin przejazdu w Sycewicach. Kolej oszacowała swoje straty na 1 mln zł. Ciężarówka zepchnęła z torów cztery wagony, zerwała trakcję elektryczną na odcinku 400 m, całkowitemu zniszczeniu uległy cztery słupy energetyczne, kilkadziesiąt podkładów, wygięciu uległy szyny. Jak powiedział w poniedziałek Sławomir Puchowski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Koszalinie, choć ruch na przejeździe przywrócono już w nocy z 16 na 17 maja, wciąż prowadzone są prace nad usuwaniem szkód. Badaniem sprawy, oprócz prokuratury, zajmuje się też Komisja Badania Wypadków Kolejowych.