Gdyby tylko ktoś otworzył okno, powietrze z zewnątrz mogłoby podsycić płomienie, a te w moment opanowałyby cały dach. - Leżałam w łóżku, bo się rozchorowałam. W pewnym momencie poczułam smród dymu. Szybko zadzwoniłam po straż - relacjonuje jedna z mieszkanek domu przy ul. Drzymały 13. Do akcji przyjechało pięć jednostek straży. Policja zamknęła ulicę. Wkrótce nadjechała karetka reanimacyjna. Ktoś tam jest Strażacy zarządzili ewakuację mieszkańców piętrowego budynku. Dym wydobywał się z mieszkania na poddaszu. Rozwinięto węże. Do mieszkania zaczęto lać wodę. - W środku chyba nikogo nie ma - mówili sąsiedzi obserwujący akcję z trawnika. Ich przypuszczenia nie sprawdziły się. Po kilkunastu minutach od przyjazdu strażak zbiegł po deskę ratowniczą. - Ktoś tam jest! - rzucił do dowódcy akcji. Zaczadzony Prawdopodobną przyczyną wybuchu pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. W swoim mieszkaniu spał 67-letni Franciszek G. Dym ze spalonej instalacji najpierw lekko się unosił, później wzmógł się. Trujące kłęby zaskoczyły mężczyznę we śnie. Strażacy wynieśli ciało na półpiętro. Dziesięciominutowa akcja reanimacyjna nie przyniosła skutku. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było zaczadzenie. Kamera pomaga - Potrzebujemy kamery termowizyjnej - apeluje Dariusz Folerzyński, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Chojnicach. Podczas akcji ratowniczo-gaśniczych kamera jest niezbędna do szybkiego i bezpiecznego poszukiwania i ewakuowania ludzi z zadymionych pomieszczeń. Skraca ona czas przeszukiwania z kilkunastu minut do zaledwie kilkunastu sekund. Można też dzięki niej znaleźć ogniska pożaru w przestrzeniach zamkniętych, co prowadzi do szybszego opanowania żywiołu. Na razie strażacy uzbierali 10 750 złotych. Potrzebują około 50-60 tysięcy na zakup sprzętu. Argymir Iwicki