Wyrok w sprawie śmierci czerszczanki najprawdopodobniej zapadnie we wrześniu. Oskarżony o jej zabójstwo mąż zostanie do tego czasu w areszcie. Proces Henryka P. z Czerska ruszył w słupskim Sądzie Okręgowym w zeszły czwartek. Sąd powołał na rozprawę świadków i biegłych. Na sali sądowej pojawiła się też rodzina oskarżonego. Na korytarzu siedział jego 16-letni syn. Henryk P., prowadzony w kajdankach przez policję, na korytarzu uśmiechał się do syna. Nóż na stole Na samym początku P. opowiedział w sądzie, jak doszło do śmierci żony. Według niego, kobieta przewróciła się na nóż, który on trzymał w ręku. P. mówił, że mocno trzymał rękojeść, jego prawa ręka leżała na stole. Żona miała wejść do pomieszczenia w piwnicy i przewrócić się na ostrze. Oskarżony mówił, że nagle wstała i usiadła na taborecie, a on chwycił za telefon i zadzwonił po pomoc. Kroił mięso na obiad Był ósmy lutego. Godziny dopołudniowe. Małżeństwo P. już od wczesnych godzin rannych piło alkohol. Piło też dzień wcześniej. Henryk P. w sądzie przyznał, że w sobotę wypił dużo piwa. Wstał w niedzielę zanim jeszcze wzeszło słońce. Miał kaca. Od razu chwycił butelkę z piwem. Razem z żoną postanowili zapić kaca. Henryk P. pojechał na CPN po wódkę. Małżeństwo usiadło w piwnicy i wypiło flaszkę. Później zabrało się do przygotowania obiadu, bo po południu spodziewali się wizyty rodziny. Henryk P. wziął się za krojenie wołowiny na zrazy. Później była już krew, karetka, policja i lekarz, który stwierdził zgon kobiety. Ona bardziej impulsywna P. byli małżeństwem przez 33 lata. Rodzina w sądzie zeznawała, że byli ze sobą bardzo zżyci. Starszy syn mówił, że kłótnie od czasu do czasu były, takie jak w każdym domu. Policja w budynku przy ul. Polnej nie interweniowała ani razu. Dzielnicowy w sądzie zeznał, że nie miał żadnych sygnałów, żeby w tym domu działo się cokolwiek złego. - Tego dnia się nie kłóciliśmy. Wszystko było w porządku - mówił w sądzie Henryk P. Oskarżony dodał, że to żona miała bardziej impulsywny charakter, ale nikt w ich związku nie miał dominującej roli. Biegła psycholog uznała, że P. ma skłonności do agresywnych zachowań. - On oczekuje od innych odpowiednich zachowań. Na przykład liczy na szacunek, jak go nie ma, to u niego występują negatywne emocje. To może objawiać się agresją. Zresztą agresja jest cechą takiej osobowości - zeznała w sądzie biegła psycholog Edyta Pliszka-Kuraszewicz. Co powiedział policjantom? Sąd wezwał na rozprawę również policjantów, którzy byli na miejscu i funkcjonariusza, który później próbował przesłuchać oskarżonego. - Weszliśmy na posesję, stał tam oskarżony. Ciężko z nim było porozmawiać, bo był bardzo pijany. Najpierw mówił, że ona sama się dziabnęła, później, że on trzymał nóż, a ona się na niego nadziała - mówił w sądzie Wojciech K. Policjant zeznał, że Henryk P. był dość spokojny, jakby załamany, roztrzęsiony. Policjanci w piwnicy, gdzie znaleziono zwłoki, nie zauważyli żadnych śladów szamotaniny, kłótni. - Widać było jego zdenerwowanie. Chciał, żeby żonie jak najszybciej udzielono pomocy - mówi drugi z interweniujących na miejscu policjantów Jacek B. On też od oskarżonego słyszał dwie wersje wydarzeń. Na komisariacie oskarżonego próbował przesłuchać Krzysztof P. W sądzie powiedział, że nie wykonał czynności, bo P. był zbyt pijany. Zdarzało się nawet, że przysypiał. - Był roztrzęsiony. Pytał co z nim teraz będzie - policjant wspominał ósmy lutego. Nieletni nie zeznawał Tragedia w domu P. wydarzyła się w niedzielę do południa, po 11.00. Ich najmłodszy, 16-letni syn poszedł właśnie do kościoła. W czwartek w sądzie odmówił zeznań. Przed barierką sądową stanął za to starszy syn małżeństwa. Mówił, że o śmierci matki dowiedział się od sióstr. Dostał SMS-a, że mama nie żyje, że doszło do tragedii. - Jak przyjechałem do domu rodziców, to siostra powiedziała mi, że policja podejrzewa, że to ojciec mógł zrobić to matce - mówił Artur P. - Rodzice nigdy nie skarżyli się na siebie. Byli bardzo zżyci - opowiadał mężczyzna. - Ojciec jest zawsze spokojny. Zawsze brał się za naprawianie rzeczy, które dla innych były nie do naprawy i wymagały wiele cierpliwości - mówił Artur P. Rozmowa ze średnio zdenerwowanym Zgłoszenie o wydarzeniu przy Polnej w Czersku odebrała w Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Chojnicach Maria J. - Mąż wzywał pogotowie do żony, która, jak mówił, upadła na nóż. Jest nieprzytomna, ale oddycha. Mężczyzna nie podał nazwiska, według mnie był średnio zdenerwowany - mówiła dyspozytorka. - Lekarz stwierdził zgon, kiedy kobieta jeszcze siedziała na taborecie. Później położyliśmy zwłoki na podłodze, a ja poszedłem po worek do przykrycia ich - przypominał sobie niedzielny wyjazd ratownik medyczny z czerskiego pogotowia. Nadzianie nieprawdopodobne Sprawę śmierci Bożeny P. analizował lekarz Zakładu Medycyny Sądowej AM w Gdańsku. Zbigniew Jankowski w sądzie mówił, że to, iż czerszczanka sama nadziała się na nóż jest wręcz nieprawdopodobne. - Żeby przebić nożem skórę i żebro trzeba dużej siły. Cios mógł być zadany ręką obcą - zeznawał biegły. - Nie można wykluczyć teoretycznie, że rana śmiertelna powstała w okolicznościach o jakich mówi oskarżony, ale według mojej wiedzy i doświadczenia jest to mało prawdopodobne, wręcz nieprawdopodobne - mówił Zbigniew Jankowski. Biegły w sądzie przekonywał, że jeśli oskarżony trzymał nóż w ręku, to znaczy, że odpoczywał. Nie ściskał rękojeści. - Jak na tak trzymany nóż spadnie osoba, która waży 57 kilogramów, to albo nóż zostanie wytrącony, albo dojdzie jedynie do powierzchownej rany. Tu prawdopodobieństwo nadziania się zmniejsza jeszcze fakt upojenia alkoholowego obojga osób - mówił biegły. Oskarżony miał 3,16 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Później już 2,99 promila. Oznacza to, że trzeźwiał. Czyli w momencie, jak kroił mięso mógł być jeszcze bardziej pijany. Gdyby spadła spod sufitu Obrońca Henryka P. pytał biegłego, czy jest możliwość, żeby kobieta upadła prostopadle na nóż. - Jedynie w przypadku, gdyby ją ktoś spuścił spod sufitu - wykluczał taką możliwość Jankowski. Biegły pokazywał w sądzie w jaki sposób nóż wbił się w ciało Bożeny P. Przekonywał, że ostrze weszło w ciało z góry na dół. - Wypity alkohol nie miał wpływu na zgon - dodał Zbigniew Jankowski. Zostaje w areszcie Obrońca Henryka P. złożył wniosek o zwolnienie czerszczanina z aresztu. Mirosław Krauze prosił o zmianę środka zapobiegawczego. Proponował grzywnę, dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju. Sąd nie uwzględnił wniosku. Uznał, że jak na razie jest wysokie prawdopodobieństwo, że oskarżony popełnił zarzucany mu czyn i że może utrudniać i uniemożliwiać postępowanie. Tym bardziej, że sąd chce jeszcze przesłuchać córki oskarżonego, które na rozprawę się nie stawiły. Nie było też lekarza karetki pogotowia, który przyjechał do domu P. feralnego dnia. Gdyby wszyscy świadkowie stawili się na rozprawę, wyrok mógłby już zapaść. Sędzia Robert Rzeczkowski podjął decyzję o odroczeniu procesu do września. Najprawdopodobniej wtedy zapadnie wyrok. Michał Rytlewski Prokuratura zarzuca 59-letniemu Henrykowi P. z Czerska zabójstwo 57-letniej żony Bożeny P. Śledczy są przekonani, że ósmego lutego P. pchnął nożem swoją żonę. Cios w klatkę piersiową okazał się dla kobiety śmiertelny.