Sąd zgodził się na ujawnienie nazwiska i wizerunku oskarżonego. Wymierzył mu także nakaz zapłaty nawiązki 100 tys. zł na rzecz komendy Państwowej Straży Pożarnej w Gdyni. Wyrok, który jest jeszcze nieprawomocny, ma być opublikowany na pierwszych stronach ogólnopolskiej "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu". Sąd przedłużył też Gregorczykowi areszt na kolejne cztery miesiące. Oskarżony prosił o zwolnienie do domu tłumacząc, że traci wzrok z powodu cukrzycy, a w warunkach aresztu nie jest w stanie skutecznie się leczyć. W uzasadnieniu wyroku sędzia Katarzyna Gabriel-Węglowska podkreśliła, że tak naprawdę, nie ma znaczenia liczba ofiar tego wypadku oraz to, czy zginęły młode, czy starsze osoby. - Każdy zasługuje na to, żeby pijany kierowca nie zabił go na drodze. Kiedy każdy z nas wyjeżdża na drogę ma prawo oczekiwać, że bezpiecznie dojedzie do punktu przeznaczenia. Oskarżony na to nie pozwolił i w rezultacie doprowadził do śmierci dwóch młodych dziewczyn. I dlatego nie zasługuje na prawo łaski, na to, żeby wymierzyć mu niższą karę, niż ta maksymalna, na jaką pozwala kodeks karny - powiedziała sędzia. Podczas procesu świadkowie, m.in. pracownica sklepu, zeznali, że Gregorczykowi zdarzało się wielokrotnie wcześniej siadać za kierownicą w stanie nietrzeźwym. Według sędzi Gabriel-Węglowskiej, osoby te są również odpowiedzialne moralnie za tragedię, bo nie informowały policji o zachowaniu oskarżonego. - To nie jest donosicielstwo, tylko chronienie naszych dzieci i nas samych przed pijanymi kierowcami - podkreśliła. Obrońca oskarżonego Mirosław Truszkowski zapowiedział odwołanie się od wyroku, twierdząc, że oskarżony nie miał uczciwego procesu. Adwokat Gregorczyka dostał od sądu karę dziewięciu tys. złotych za obrażanie w trakcie procesu instytucji sądu. Oskarżony, który jest emerytowanym wojskowym, przeprosił podczas procesu rodziny ofiar. Na rozprawę przyszli rodzice i najbliżsi zabitych dziewczynek, trzymając w rękach ich zdjęcia. Ojciec Justyny Kazimierz Kasjaniuk przyznał, że jeśli wyrok się uprawomocni będzie zadowolony z jego wysokości, choć nawet najsurowsza kara nie zwróci mu już życia córki, za którą bardzo tęskni. Do tragedii doszło w sierpniu 2008 r. w okolicy miejscowości Wiślinka, na przedmieściach Gdańska. Nastolatki wracały wieczorem do domu z miejsca, w którym dorabiały sobie w wakacje. W skuter, którym jechały 16-latki, uderzył z tyłu opel kierowany przez Gregorczyka. Dziewczyny sygnalizowały, że skręcają. Mężczyzna próbował je ominąć wjeżdżając na zatoczkę autobusową. Jedną z dziewczyn, Kamilę, która wypadła ze skutera, przejechał jeszcze przypadkowo inny kierowca. Gregorczyk zbiegł z miejsca wypadku i dopiero po ok. 200 metrach został zatrzymany przez kierowcę fiata seicento. Jak się okazało, sprawca wypadku miał we krwi 2,3 promila alkoholu.