Taka historia przydarzyła się mieszkańcowi Gdańska. Zaczęło się od internetowej aukcji, na której gdańszczanin wylicytował 5-centymetrowy samochodzik. Zabawka była jednak uszkodzona - zrobił więc paczkę i odesłał pocztą do nadawcy. W tym miejscu na scenie - a raczej pod drzwiami mieszkania mężczyzny - pojawia się policja. Tuż po północy zdziwionego gdańszczanina funkcjonariusze wyciągają z łóżka i zabierają na komisariat. Przez kilka godzin zatrzymany próbował wytłumaczyć policjantom, że ów samochodzik to nie bomba, a zwykły prezent dla dziecka. Na próżno: dziecko samochodu nie zobaczyło, bo saperzy... wysadzili ją w powietrze. Jak się później okazało, paczka z zabawką wydała się podejrzana urzędnikom poczty. Czujni pocztowcy wezwali policję, a ta nie lekceważy takich wezwań.