Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Jej rzecznik Jacek Korycki powiedział, że kierowca przesłuchany w charakterze świadka zeznał, iż słyszał sygnał dźwiękowy ostrzegający o zbliżającym się pociągu, a mimo to wjechał na przejazd. - Liczył, że uda mu się przejechać, jednak źle ocenił prędkość pociągu oraz jego odległość od przejazdu kolejowego - powiedział prokurator Korycki. Zarządzająca torami spółka PKP PLK SA już w dniu wypadku informowała, że sygnalizacja na dźwiękowo-optyczna na przejeździe była sprawna. Do wypadku doszło w czwartek wieczorem; pociąg osobowy TLK relacji Katowice-Gdynia uderzył w środek załadowanej cegłami naczepy tira marki Scania. Lokomotywa i cztery wagony wykoleiły się. Ciężarówka została zniszczona. W wypadku zginęło dwoje pasażerów pociągu. Według Wojewódzkiego Centrum Zarządzania w Gdańsku 27 osobom udzielono pomocy medycznej. Prokuratura liczbę rannych określiła na 24 osoby. Kolej oszacowała straty na ok. 12 mln zł. Wykolejona lokomotywa i wagony, które poszły do kasacji, wyceniono na ponad 10 mln zł. Zniszczone zostało też 200 metrów torów, 4 słupy podtrzymujące sieć trakcyjną, 800 m tej sieci oraz system sterowania sygnalizacją dźwiękowo-optyczną na przejeździe. Przerwa w ruchu pociągów na linii wiodącej przez Mosty trwała do godziny nocnych 1 maja. Obecnie pociągi jeżdżą tamtędy z prędkością ograniczoną do 20 km/h. Przed wypadkiem maksymalna prędkość przejazdu przez Mosty wynosiła 120 km/h. W chwili wypadku pociąg jechał 110 km/h. Na razie nie wiadomo, czy kierowca ciężarówki był trzeźwy. Śledczy będą to wiedzieć dopiero po uzyskaniu wyników badań pobranej od niego krwi. Krew do takich samych badań pobrano również od maszynisty i kierownika pociągu. Prokuratura zleciła biegłym wykonanie ekspertyzy dotyczącej stanu technicznego ciężarówki.