Śledczy nie mają wątpliwości. Jan K. wykorzystał chorobę siedemnastolatki. - Wykorzystał jej bezradność i doprowadził do innej czynności seksualnej - mówi prokurator rejonowy Mieczysław Brunke. Milczała długo Na policję w Brusach zgłosiła się matka siedemnastolatki. Kobietę była wstrząśnięta wyznaniem córki, która opowiedziała, co robił wujek, kiedy się nią opiekował. W jego domu - według relacji 17-latki, miało dochodzić do tragicznych zdarzeń. Dziewczyna zeznała, że wujek łapał ją za krocze i za piersi. Myślała, że w końcu przestanie, dlatego nic nikomu nie mówiła. W końcu przełamała się, kiedy rodzina ustaliła, że wujek będzie ją dowoził na zajęcia. Bardzo tego nie chciała, bała się, że do wykorzystywania będzie dochodzić częściej. Przy rocznym dziecku Materiał, który zebrała prokuratura, jest porażający. W akcie oskarżenia czytamy, że do "innych czynności seksualnych" miało dochodzić od marca 2008 roku. 37-letni Jan K. miał dotykać siedemnastolatkę nawet wtedy, kiedy w domu było jego roczne dziecko. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Przed prokuratorem zeznał, że jedynie "gilał" swoją krewną. Prokuratura nie dała wiary w jego wyjaśnienia i skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu. Mieszkaniec gminy Brusy odpowie z artykułu 198 kodeksu karnego. Art. 198. kodeksu karnego: Kto, wykorzystując bezradność innej osoby lub wynikający z upośledzenia umysłowego lub choroby psychicznej brak zdolności tej osoby do rozpoznania znaczenia czynu lub pokierowania swoim postępowaniem, doprowadza ją do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Michał Rytlewski