Ponieważ sprawców nie udało się zatrzymać, sprawę ze wstydu utrzymywano w tajemnicy przez cztery miesiące. Przestępcy weszli na teren komendy; przez kilkanaście minut w garażach dewastowali radiowozy. Porozbijali koguty, lampy, poprzebijali opony, wykręcili anteny. Mimo, że był oficer dyżurny i monitoring, to dopiero kamery urzędu skarbowego na sąsiednim budynku, zarejestrowały przestępców. Nie da się jednak na tej podstawie sporządzić portretów pamięciowych. Nie udało się też zabezpieczyć żadnych śladów. Podinspektor Mariusz Dąbrówka z komendy w Sopocie przyznaje, że to co zrobiono, to ujma na honorze policji: Te działania, które później podjęliśmy, zabezpieczenia tego rejonu i ewentualnego ustalenia, były na szeroką skalę, bo poczuliśmy się dotknięci tym zdarzeniem. Ściągnięto więc techników z komendy wojewódzkiej. W miasto ruszyli też wywiadowcy. Wszystko na nic. Z tego zdarzenia jednak wyciągnięto wnioski. Zamontowane zostały dodatkowe kamery, częściej kontrolowany jest też tren wokół garaży.