Niebawem minie 10 lat, odkąd pan Sławomir Zaczek z Wejherowa na Pomorzu został zmuszony do wyprowadzenia się z mieszkania komunalnego. Mężczyzna mieszkał w nim przez 40 lat. Nagle dowiedział się, że musi opuścić wyremontowany przez siebie lokal. Kiedy nie chciał tego zrobić, jak twierdzi, odcięto mu wodę i prąd. "Mówili, że kamienica nie będzie wyburzona" - Mieszkałem tam od urodzenia, dostałem to po matce, a ona po babci. Było z pokolenia na pokolenie, komunalne. Wszystkie ściany zrobiłem, sufity, elektrykę, dach przeciekał, zrobiłem. Na swój koszt. Mówili, że kamienica nie będzie wyburzona, zrobili ogrzanie jej gazowe. Rok przed wyburzeniem - opowiada Sławomir Zaczek. - Mieszkańcy zdecydowanie ucierpieli, zostało przesiedlonych kilkanaście rodzin, także właściciele prywatni. Nie wszystko było komunalne. Jestem pewien, że tych ludzi skrzywdzono - mówi Bartosz Skwarło, działacz społeczny z Wejherowa. - Przyszli i zaczęli wszystkich zastraszać, że będą nas wyprowadzać, bo ziemia jest na sprzedaż. Codziennie nachodzili i zmuszali, że mam się wyprowadzić. Kazali to zrobić w ciągu dwóch miesięcy, zastraszali nas, że wywiozą do patologicznych domów – wspomina Sławomir Zaczek. Centrum handlowe nie powstało Budynek, w którym mieszkał pan Sławomir z rodziną, a także trzy inne kamienice momentalnie zrównano z ziemią, a teren w samym sercu Wejherowa sprzedano. W 2012 roku nabył go inwestor, który miał w tym miejscu wybudować galerię handlową. Centrum handlowe nie powstało, a teren do dziś nie jest zabudowany i straszy turystów. Jak tłumaczy radny Wejherowa Wojciech Wasiakowski, miasto rozebrało kamienice na własny koszt. - Jedna była po kapitalnym remoncie. Teren został sprzedany za 7 milionów zł, a później nowy właściciel wystawił go za około 21 milionów. To jest ścisłe centrum miasta, niezagospodarowane. Mamy największą piaskownicę w Polsce. Cała Polska mówi, że mamy kuwetę - mówi. Grupa wejherowskich radnych oskarża władze miasta o niegospodarność i zaniedbania. Miejski społecznik zawiadomił organy ścigania. Sprawę badają prokuratura i gdańskie CBA. - To były wszystkie budynki zabytkowe, należące do strefy zabytkowej. Miała być wybudowana droga z dostępem na koszt inwestora. Nie ma ani drogi, ani galerii. Ja byłam wtedy radną, która należała do zwolenników prezydenta i też nie wiedziałam o niejednej rzeczy. Nie byliśmy wtajemniczeni - mówi Teresa Skowrońska, radna Wejherowa. Trwa śledztwo - Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień, niedopełnienia obowiązków i wyrządzenia gminie znacznej szkody majątkowej – informuje Marzena Muklewicz z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Pan Sławomir dostał inne mieszkanie komunalne, które musiał znów wyremontować na własny koszt. A nikt mu nie zwrócił pieniędzy, które włożył w poprzedni lokal. Na dodatek, co zauważają inni mieszkańcy, dziś miejsce po rozebranych kamienicach, zapada się i jest źle zabezpieczone. Zobacz materiał "Interwencji" na stronie polsatnews.pl - Powiedziałem mają mi wyremontować tak jak miałem tam. Ale mi nie wyremontowali. Zostałem oszukany, regularnie płaciłem, a zostałem potraktowany gorzej niż pies – komentuje pan Sławomir. "Miasto nie zrzekło się żadnych kar" Niektórzy radni zarzucają prezydentowi miasta, że zrezygnował z kar od inwestora za niedotrzymanie terminu wybudowania centrum handlowego i jezdni. Usiłujemy porozmawiać z władzami Wejherowa. Kiedy pojawiamy się w urzędzie, nie zastajemy ani prezydenta, ani żadnego z zastępców. Słyszymy za to deklarację, że jeden z nich oddzwoni. Niestety telefon milczy, dlatego kolejnego dnia w towarzystwie radnego znów jedziemy do magistratu. Mimo że wprowadza nas do urzędu radny, strażnik miejski nie chce wpuścić naszej ekipy. W końcu udało nam się spotkać z wiceprezydent miasta Beatę Rutkiewicz. - Postępowań prokuratury nie mogę komentować, czekamy na wyjaśnienia tej sprawy. Miasto nie zrzekło się żadnych kar, one obowiązują. Miasto jedynie przesunęło termin wyegzekwowania kar. Zostały tylko odroczone w czasie – zapewnia. - W moim odczuciu pani prezydent mija się z prawdą, bo jeżeli jest przesunięcie terminów, to jest rezygnacja, bo jeżeli komuś przedłużamy termin o 3 lata, to w ciągu tych 3 lat moglibyśmy pobierać karę umowną – uważa radny Wasiakowski.