Autorka potrafi łączyć ze sobą pozorne sprzeczności. Prostotę rysunku scenicznego misternie przeplata drobiazgowo przemyślanym i dopieszczonym gestem tancerzy, a mocne, klarowne obrazy projekcji - kołyszące łany zbóż, kapiąca woda, droga, gołąb w locie - będące tłem jej tańca, wcale nie prowadzą w tym przypadku do uproszczeń, jednoznaczności i jednowymiarowości przekazu. Wydaje się, że artystka ucieka od wszystkiego, co zbyteczne w scenografii, w kostiumach i bez zbędnego balastu tworzy harmonijne piękno ludzkiego ciała w ruchu. To szczególnie widoczne jest jako gra różnobarwnego światła i półcieni na odsłoniętych korpusach tancerzy. W "Eurazji" bez jakichkolwiek zgrzytów zmontowano muzykę aż z dwunastu nagrań tak różnych twórców jak: Nigel Kennedy, Jan Sebastian Bach, Dead Can Dance, Bruno Coulais, Alberto Iglesias, Michał Lorenc, Lisa Gerrard, Craig Pruess, Olivier Shanti czy Yamato. Co ważniejsze, przekłada się to na spójną kompozycję choreograficzną. W inscenizacji Izadory Weiss dwa mentalnie różne światy Wschodu i Zachodu spotykają się czasem ze sobą - jak we flamenco, czy w chasydzkim tańcu. Ale przecież to, co łączy ludzi w Europie i Azji, to przeżywane uczucia: wyobcowania, miłości, odtrącenia, rywalizacji - choć są przez nich tak różnie odbierane i doświadczane ze względu na kulturę, w której są zakorzenieni. Spektakl ma mocny początek. W półmroku, oświetlona punktowo tancerka o trupio bladym obliczu tańczy w poszarpanej, czarnej sukni z krynoliną a jej ruchy są również szarpane, niedokończone, wręcz spastyczne. Postać w czerni w łagodniejszej wersji pojawia się jeszcze tu i ówdzie w pierwszym akcie. Jest symbolem przeciwieństwa życia, dobra i radości. Koniec spektaklu zaś, jest pochwałą tego, co powinno ludzi łączyć - budowania. W przedstawieniu jest dużo urokliwych, wysublimowanych choreograficznie układów jak taniec w kapeluszach, czy z wachlarzami. Są też dopracowane występy duetów, czy mniejszych grup tancerzy. Dobrze zatańczone fragmenty naprawdę cieszą swym widokiem. Marzena Socha potrafi przeistoczyć się z figlarnego, czarującego i powabnego podlotka w dojrzałą kobietę świadomą swej seksualności i atrakcyjności. Beata Giza doskonale oddała zarówno zagubienie, niepewność i niezdecydowanie jak i namiętność. Franciszka Kierc zachwyca swym duetem zarówno z Małgorzatą Marcinkowską- Chojnacką, jak i Filipem Michalakiem. Wśród panów prym wiodą: Michał Łabuś oraz Radosław Palutkiewicz. Libretto i choreografia: Izadora Weiss Scenografia: Ewa Kochańska Sztukę zobaczyć można 22 i 23 stycznia o godz. 19. oraz 24 stycznia o godz. 17. na deskach Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku (Aleja Zwycięstwa 15). BB