Postępowanie w sprawie bójki, do której doszło w nocy z soboty na niedzielę, prowadzi żandarmeria wojskowa w Ustce pod nadzorem Prokuratury Wojskowej w Koszalinie. Marynarze nie bali się napastników. Było ich wielu, więc czuli się bezkarnie. Kiedy ktoś wezwał policję, żołnierze próbowali się wycofać. Przybyły na miejsce patrol nie był w stanie zatrzymać wszystkich. Do akcji włączyła się więc straż graniczna i żandarmeria wojskowa. Podczas zamieszania kilku marynarzy chciało sobie skrócić drogę ucieczki. Rzucili się do kanału portowego. O mały włos nie doszło do tragedii. Na pomoc przyszli im jednak strażacy. Pontony rzucało też polskie ratownictwo okrętowe. Zatrzymano 29 marynarzy. Za udział w bójce i ucieczkę staną przed sądem. Nadal nie wiadomo, co było pretekstem bijatyki. Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM, Adama Kasprzyka: Najbardziej ucierpiał pracownik ochrony, któremu założono na głowie sześć szwów. Dwaj klienci lokalu mają sińce po uderzeniach kijem. Dwóch mundurowych ma z kolei zadrapania na ciele. Żołnierze uczestniczący w awanturze służą w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. - To byli żołnierze młodego rocznika. Przebywali poza jednostką samowolnie. Część z nich była pod wpływem alkoholu. Ilu z nich rzeczywiście brało udział w bójce, a ilu tylko się jej przyglądało, ustali dochodzenie - powiedział zastępca szefa Prokuratury Wojskowej w Koszalinie ppłk Lech Hajdukiewicz. Właściciel namiotu piwnego ocenił swoje straty na ok. 8 tys. zł. W wyniku bijatyki połamane zostało ogrodzenie, ławki i stoły. Uszkodzono też sprzęt nagłaśniający. - Jeden spojrzał krzywo na drugiego albo poszło też o dziewczynę - mówi o ewentualnych przyczynach bijatyki ppłk Hajdukiewicz. Krewcy żołnierze przebywają teraz w swojej macierzystej jednostce wojskowej w Ustce. Za udział w bójce grozi do trzech lat pozbawienia wolności, a z użyciem niebezpiecznego narzędzia - nawet do 8 lat.