W wypadku zginęli Wiesław Łabęcki, Tomasz Strzyżewski i Jerzy Aduła. Ciała dwóch z nich odnaleziono. Zwłoki nie zostały jeszcze zidentyfikowane. Przed zdarzeniem, zgodnie z wewnętrzną procedurą rafinerii, zgodę na wjazd na teren zakładu w celu pobrania próbek benzyny otrzymały dwa samochody osobowe, w których znajdowały się trzy osoby z firmy BMS - powiedział prezes RG. Dodał, że wybuch nastąpił z nieznanych dotąd przyczyn, następnie doszło do zapalenia się benzyny znajdującej się w zbiorniku. Pracownikom BMS nie towarzyszyli żadni pracownicy zakładu. Nie było też monitoringu z kamer. - Jest to coś w rodzaju bezstronnego audytu, bo to jest sprzedaż paliwa na zewnątrz i my jako rafineria jesteśmy jedną ze stron - tak wiceszef RG Marek Sokołowski wyjaśnił, dlaczego, pracownicy BMS samodzielnie zbierali próbki benzyny. Benzyna, której próbki mieli pobrać pracownicy BMS, aby zbadać jej jakość, była przeznaczona do transportu tankowcem z Gdańska do Rotterdamu. Sokołowski podkreślił, że szczelność zbiornika, oddanego cztery lata temu do eksploatacji, była przed wypadkiem cały czas kontrolowana. Dyrektor firmy BMS Witold M. Kunde, zaznaczył natomiast, że współpraca jego firmy z RG, dotycząca pobierania próbek paliwa do zbadania jego jakości, trwa od wielu lat. Wyjaśnił, że częstą praktyką w takich działaniach jest nieobecność przedstawicieli rafinerii. - Zakres tych prac jest typowy. Pracownicy, którzy je wykonywali, byli bardzo doświadczeni. Jeden z nich kierujący tą grupą miał wieloletnią praktykę na morzu, na zbiornikowcach. W firmie pracował od 10 lat - wyjaśnił szef BMS. Próbkę benzyny pobiera się przez specjalny otwór na dachu zbiornika. Służy do tego butelka umieszczona w koszu, wykonanego z brązu lub mosiądzu. Obie części próbnika połączone są bawełnianą linką. Butelka po spuszczeniu do głębi zbiornika napełnia się paliwem. Po kilkunastu godzinach walki z pożarem w Rafinerii Gdańskiej w nocy strażakom udało się ugasić płonący zbiornik z niemal 20 tys. metrów sześciennych benzyny. Podczas pożaru zginęły 3 osoby, jedną uznano za zaginioną. Na miejscu akcji pozostała jeszcze część strażaków, którzy nadzorują pogorzelisko. Strażacy w Rafinerii Gdańskiej przeprowadzili w nocy tzw. atak pianowy, czyli pokrywanie ogromną ilością piany płonącego zbiornika z paliwem. Trwało to kilka minut. Kożuch przykrył ogień i wszystko zgasło. - Przyjęliśmy, że o godzinie 2.02 nastąpiło zlokalizowanie i praktycznie ugaszenie pożaru - powiedział rzecznik pomorskich strażaków Piotr Porożyński. Jak opisuje Porożyński, w decydujących momentach akcji gaśniczej jedna z pomp, które odpompowywały benzynę od spodu zbiornika, około pierwszej po północy przestała działać. - To był dla nas sygnał, że już nie czekamy dłużej, przeprowadzamy natarcie. Jednocześnie zaczęły pracować 32 działka, które podawały pianę. Miały one wydajność od 1600 litrów do 5000 litrów. Przewidywaliśmy, że taka ilość piany wlana do zbiornika ugasi płomień i rzeczywiście, teoria pokryła się tutaj z praktyką - powiedział Porożyński. Wcześniejsze przeprowadzenie ataku pianowego nie było możliwe, gdyż ekipy nie dysponowały odpowiednią liczbą sprzętu i środka gaśniczego. Gaszenie zbiornika w Rafinerii Gdańskiej to jedna z najlepiej zorganizowanych i najkrócej trwających akcji przy tego typu pożarze - ocenił Marek Sokołowski. Wiceprezes rafinerii dodał, że akcję gaszenia pożaru ułatwiała lokalizacja zbiornika, który znajduje się w bocznej części zakładu. Strażakom sprzyjał też kierunek wiatru. Zarówno przedstawiciele RG, jak policji i straży pożarnej podkreślali sprawną współpracę wszystkich służb. Wojewoda pomorski Jan Ryszard Kurylczyk powiedział, że ma upoważnienia od ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika, którego informował na bieżąco o przebiegu akcji, aby sporządzić listę osób do nagród za udział w gaszeniu. O szczegółach akcji posłuchaj w relacji reportera RMF Adama Kasprzyka: Pożar w Rafinerii Gdańskiej wybuchł po tym, jak przy zbiorniku doszło do eksplozji. - Trzy osoby, które prawdopodobnie w momencie zainicjowania pożaru, tutaj były, prawdopodobnie zginęły. Nikomu z ratowników nic się podczas tej akcji nie stało - powiedział Piotr Porożyński. Walka z pożarem trwała od wczoraj, od godz. 15. Na pomoc gdańskim strażakom wyruszyli ratownicy z całej Polski, między innymi z Mazowsza, Łodzi czy z rafinerii PKN ORLEN w Płocku. W sumie w gaszeniu ognia uczestniczyło ok. 300 strażaków, a także policjanci, strażnicy miejscy i PCK. W akcji brał udział też statek gaśniczy, który stał na Martwej Wiśle. To najpoważniejszy wypadek w historii Rafinerii Gdańskiej. Kłęby jaskrawego ognia i czarnego, gęstego dymu widoczne były z odległości kilkudziesięciu kilometrów od zakładu. Prokuratura bada przyczyny wypadku Gdańska prokuratura wszczęła dochodzenie w związku z pożarem zbiornika Rafinerii Gdańskiej. Osobne postępowanie do zbadania przyczyn wypadku prowadzi specjalna komisja RG, powołana kilka godzin po wybuchu. Jak powiedział dzisiaj szef Prokuratury Gdańsk-Południe Krzysztof Skierski, postępowanie prokuratorskie wszczęto na podstawie art. 163 Kodeksu karnego. Przepis ten mówi o odpowiedzialności za doprowadzenie do zdarzenia zagrażającego"życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach". Za umyślne spowodowanie takiego zagrożenia grozi do 10 lat więzienia. Jeśli sprawca nie działał celowo podlega karze do 5 lat więzienia. Wypadek nie wpłynie na ceny paliw Pożar w Rafinerii Gdańskiej nie będzie miał wpływu na ceny paliw produkowanych w zakładzie - zapewnił prezes Olechnowicz. - Na rynku ta sytuacja nie przyniesie żadnych zmian. Firma funkcjonować będzie normalnie. Koszty, które trzeba będzie ponieść, aby odrestaurować ten zbiornik, nie są takimi kosztami, które mogłyby zakłócić cokolwiek w funkcjonowaniu firmy - wyjaśnił. Wiceprezes RG Marek Sokołowski wstępne straty zakładu szacuje na ok. 10-12 mln złotych, z czego 5-6 mln zł to utracona część paliwa, reszta to mienie trwałe. - Skorupa zewnętrzna i wewnętrzna zbiornika została w dużej mierze zachowana - dodał. Olechnowicz wyjaśnił, że zakład jest ubezpieczony od różnego rodzaju wypadków, również takiego, jaki zdarzył się wczoraj. Cztery rodziny wróciły do domów - 26 osób ewakuowanych z okolic płonącego zbiornika w Rafinerii Gdańskiej wróciło dzisiaj do swoich domów - powiedział Maciej Turnowiecki z referatu informacji i komunikacji społecznej Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Mieszkańcy spędzili noc na koszt miasta w jednym z hotelowców. Ich domostw w tym czasie pilnowali policjanci.